Incydent, do którego doszło w Warszawie 9. maja odbił się szerokim echem. Wypadający wówczas Dzień Zwycięstwa chciała uczcić też rosyjska dyplomacja. Ambasador Siergiej Andriejew udał się w tym celu pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich (Żwirki i Wigury 51). Planował złożyć kwiaty pod pomnikiem poległych. Uniemożliwili mu to demonstranci - ambasador i inni członkowie rosyjskiej delegacji zostali oblani czerwoną farbą, po czym odjechali bez złożenia wieńca. Do wylania soku z buraka na twarz Andriejewa przyznała się ukraińska aktywistka Iryna Zemlyana. Niemal natychmiast zaczęła dostawać setki gróźb, a Rosja umieściła jej dane w bazie zbrodniarzy wojennych. Zemlyana musiała opuścić miasto. O wszystkim, co spotkało ją po proteście napisała niedawno na Facebooku.
Cały wpis Iryny Zemlyany zamieszczamy poniżej:
Jej czyn wywołał dyskusje
Tuż po tym, jak Iryna Zemlyana ujawniła się w mediach społecznościowych, w sieci rozgorzała dyskusja na temat jej czynu. Wiele osób uznało ten protest za w pełni uzasadniony akt sprzeciwu i wskazanie prawdziwych winowajców zbrodni dokonywanych w Ukrainie. Spora część internautów uważa jednak inaczej. Niektórzy obawiają się zemsty Rosjan. Inni sugerują, że Zemlyana może być częścią jakiegoś spisku.
Sytuacja stała się na tyle poważna, że Zemlyana musiała opuścić miasto pod ochroną. Wszystkie groźby zostały zaś zgłoszone na policję.
Wraz ze swoim prawnikiem ogłosiłam wszystkie groźby polskiej policji. Uważają, że sytuacja jest poważna. Zostałam zmuszona opuścić Warszawę pod ochroną, bo niebezpiecznie jest tam być.
Reakcja Rosji na całe zajście była do przewidzenia - Polskę przedstawiono jako kraj "faszystowski", w którym nie pamięta się o bohaterach II wojny światowej, a ambasadę RP w Moskwie nieznani sprawcy oblali czerwoną farbą.
Iryna Zemlyana uznana za zbrodniarkę wojenną
Ukraińska aktywistka udostępniła na Facebooku post, w którym opisuje to, co spotkało ją po zajściu. Twierdzi, że każdego dnia otrzymuje tysiące wiadomości z groźbami, zaś w rosyjskich kanałach społecznościowych nawołuje się do "zniszczenia" aktywistki. Kobieta dodaje, że została też dodana do rosyjskiej bazy "zbrodniarzy wojennych", gdzie figuruje lista ukraińskich wojskowych - ich towarzystwo Zemlyana poczytuje sobie jako zaszczyt:
Rosjanie okazali się bardzo łagodni i gotowi zabić za swojego ambasadora lekko poplamionego polskim barszczem, bo stał blisko mnie. Dostaję tysiące wiadomości z pogróżkami. W życiu nie widziałem tak masowego ataku. W pierwszych godzinach po akcji wszystkie moje dane, w tym numer paszportu, adres zamieszkania na Ukrainie, numer telefonu, e-mail, wszystkie konta w mediach społecznościowych, zostały wrzucone do rosyjskich kanałów Telegrama, gdzie wzywa się do zniszczenia mnie. Zostałam też dodana do rosyjskiej bazy "zbrodniarzy wojennych", gdzie znajduje się lista naszych wojskowych (właściwie to zaszczyt być tam z takimi bohaterami).
Aktywistka o dyskusji w sieci
W poście wspomina też o oddźwięku w sieci. Aktywistka przyznaje, że jest zaskoczona tym, iż część społeczeństwa wierzy w możliwość utrzymania dobrych relacji z Rosją:
Ta sytuacja podzieliła również polskie społeczeństwo. Trwa wiele debat i dyskusji. Przeczytałam na swój temat rzeczy, o których nie wiedziałam - kto mnie sponsoruje, dla kogo mogę pracować, z jakimi polskimi organizacjami współpracuję, jakie mam poglądy itp. Po tym, jak Rosja rozpoczęła wojnę na pełną skalę i bezlitośnie zabija dzieci i kobiety, jest dla mnie zaskoczeniem, że część polskiego społeczeństwa naiwnie wierzy, że nadal da się utrzymać dobre relacje z Rosją i wierzy w dobrą Rosję.
Masz dla nas ciekawy temat lub jesteś świadkiem wyjątkowego zdarzenia? Napisz do nas na adres [email protected]. Czekamy na zdjęcia, filmy i newsy z Waszej okolicy!