Aktywiści chcieli zielonej ulicy Stalowej i "wzięli sprawę w swoje ręce". Wykopali kilka płyt chodnikowych, żeby posadzić tam rośliny. Był to sygnał, skierowany w stronę władz miasta: wystarczy tej betonozy, chcemy więcej zieleni. Miasto twierdzi, że "zgoda buduje, a niezgoda rujnuje" i zamiast karania aktywistów proponuje im następnym razem konsultować z miastem takie akcje. Mówią, że sami planowali nowe nasadzenia na Stalowej jeszcze w tym roku. Ekochuligani natomiast im nie wierzą.
- Ludzie chcą iść w te ślady, skuwać beton i sadzić rośliny. Niech urzędnicy nie zwalają na nas swoją nieudolność, bo już dawno mogli zrobić to samo. Odzew był bardzo pozytywny. Dostaliśmy sygnały z całej Polski. Zarząd Dróg Miejskich tu występuje w roli nauczyciela, który grozi palcem niegrzecznym dzieciom, ale na koniec wystawi im dobrą ocenę. W innych miastach europejskich, w Rotterdamie na przykład władze miasta same zachęcają mieszkańców do rozpłytowania miasta na własną rękę. W Polsce niestety to jest nielegalne, ale liczymy na to, że odpowiednie służby trochę przymkną na to oko - mówi Jan Mencwel z Miasto Jest Nasze.
Akcję ekochuliganów potępili urzędnicy, ale karać aktywistów nie chcą. - Spokojnie podchodzimy do tematu, bo rozumiemy chęć zazielenienia warszawskich ulic. Ale warto pamiętać, że ulica Stalowa jest zabytkowa. Zieleń i tak miała się tam pojawić w tym roku, a teraz musimy poprawić klomb, który tam nagle powstał i rozpisywać nowy projekt na wykonanie tych prac. Utrudnia to pracę pracownikom ZDM-u, którzy w tej chwili pracują nad innymi projektami. Ta akcja nie była fajna, bo przecież warszawscy urzędnicy zawsze są otwarci na dobre pomysły i chcą współpracować. A więc nie rozumiemy działań ekochuliganów, ale nie będziemy ich za to karać czy ścigać. Płyty nie zostały zniszczone - mówi Jakub Dybalski z Zarządu Dróg Miejskich.