Katastrofa smoleńska - Polacy zjednoczeni w żałobie
Katastrofa, do której doszło 10 kwietnia 2010 roku zjednoczyła całe społeczeństwo w szoku i poczuciu straty wobec bezmiaru tragedii, do jakiej doszło w rosyjskim Smoleńsku w tamten pamiętny, sobotni poranek. Na pokładzie samolotu Tu-154 byli m.in. prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką Marią Kaczyńską, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, czy dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP. Łącznie 96 osób.
Prezydencka delegacja zmierzała na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Nigdy tam jednak nie dotarli, bo samolot zderzył się z ziemią tuż przed pasem lotniska w Smoleńsku. Gdy tylko informacja o tym dramacie napłynęła do Polski ludzie zaczęli gromadzić się na ulicach - przede wszystkim w Warszawie, przed Pałacem Prezydenckim, gdzie ludzie kładli znicze, aby uczcić pamięć zmarłej Pary Prezydenckiej. Pięć dni po katastrofie wśród morza zniczy przed Pałacem przy Krakowskim Przedmieściu pojawił się też drewniany krzyż ustawiony spontanicznie przez harcerzy.
Momentalnie zniknęły wszystkie podziały, a w toczącej wówczas Polskę od pięciu lat tak zwanej "wojnie polsko-polskiej" zapanowało zawieszenie broni. Całe społeczeństwo zdawało się być jednością. Niestety ten stan rzeczy trwał tylko kilka dni, a gdy ofiary katastrofy doczekały się pogrzebu, emocje polityczne odżyły na nowo i spór zaognił się z nową siłą.
Krzyż spod Pałacu Prezydenckiego - początkowo jednoczył, potem wywołał wielki spór
4 lipca obyła się II tura przedterminowych wyborów prezydenckich, które miały wyłonić następcę zmarłego Lecha Kaczyńskiego. Wygrał je marszałek Sejmu Bronisław Komorowski z rządzącej PO, który pokonał prezesa opozycyjnej PiS i zarazem brata bliźniaka zmarłego prezydenta, Jarosława Kaczyńskiego.
Kilka dni po wyborach prezydent elekt stwierdził, że harcerski krzyż należy sprzed Pałacu usunąć, bo okres żałoby dobiegł końca, a jego miejsce jest w świątyni, nie na ulicy. Wówczas w kraju wybuchł spór na tle politycznym. Przeciwko przeniesieniu krzyża protestowało m.in. Prawo i Sprawiedliwość, które twierdziło, że krzyż będzie można usunąć dopiero, gdy w jego miejsce powstanie pomnik upamiętniający ofiary Smoleńska. W sprawę zaangażowali się też tzw. obrońcy krzyża, czyli grupa religijnych aktywistów, którzy sprawowali całodobowe warty przy krucyfiksie.
Sytuacja była coraz bardziej napięta, a jej kulminacja przyszła 3 sierpnia, a więc w dniu, w którym wyznaczono przeniesienie krzyża do pobliskiego kościoła św. Anny. Na miejscu pojawiła się uroczysta procesja duchownych, która miała przejąć krzyż - na to jednak nie pozwolili obrońcy krzyża, którzy wdarli się w przepychanki ze strażą miejską. Kancelaria Prezydenta odwołała przeniesienie w obawie przed jeszcze większymi zamieszkami.
9 sierpnia emocje jednak jeszcze bardziej eskalowały, bo przed Pałacem odbył się protest pod nazwą „Akcja Krzyż”. Skrzyknięci przez Facebooka, głównie młodzi ludzie opowiadali się za przeniesieniem krzyża, część z nich wznosiła obrazoburcze okrzyki, co wywołało przepychanki z grupą obrońców krzyża. Z kolei podczas innej demonstracji przeciwników krucyfiksu pod Pałacem pojawił się krzyż wykonany z puszek po piwie marki Lech. Stał się on niejako ironicznym symbolem sprzeciwu wobec krzyża w tym miejscu.
Sytuacji nie uspokoiło nawet powieszenie na fasadzie Pałacu Prezydenckiego przy Hotelu Bristol tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy. Kolejne demonstracje przetaczały się latem przez Krakowskie Przedmieście, a w sumie w sierpniu i wrześniu 2010 służby porządkowe interweniowały pod Pałacem blisko 300 razy.
Ciche przeniesienie krzyża
Dopiero gdy emocje wokół krzyża smoleńskiego nieco przycichły, możliwe stało się przeniesienie go w inne miejsce. Stało się to rano 16 września, gdy bez wcześniejszych zapowiedzi, krzyż został przeniesiony do wnętrza pałacowej kaplicy. Usunięcia krzyża z ulicy dokonał osobiście szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski w asyście 4 funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.
Takie "ciche" przeniesienie argumentowano obawą przed wywołaniem kolejnych zamieszek. Dwa miesiące później, 10 listopada 2010 roku, czyli w kolejną miesięcznicę katastrofy, stojący w kaplicy Pałacu Prezydenckiego krzyż został przeniesiony do Kaplicy Loretańskiej Kościoła św. Anny. To właśnie w tym miejscu znajduje się do dzisiaj. Nie towarzyszą mu już takie emocje jak przed laty, a grupa obrońców krzyża opuściła Krakowskie Przedmieście. Cześć z nich powraca tu jednak co miesiąc, aby każdego 10. dnia miesiąca uczcić pamięć zmarłych w Smoleńsku w trakcie kolejnych miesięcznic.
Spór wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim przeszedł do historii pamiętnego roku 2010. Jedni widzą w nim symbol wykorzystywania świętego symbolu religijnego do wojenek politycznych, inni - dowód na mieszanie się religii w świeckie państwo, jeszcze inni upatrują w tej sprawie dowodu na nieudolność państwa, które przez kilka miesięcy nie umiało rozwiązać kwestii krzyża stojącego przed siedzibą głowy państwa.
Zobacz archiwalne zdjęcia z walki o krzyż na Krakowskim Przedmieściu: