Co z dyrektorami w warszawskich szkołach?
Danuta Kozakiewicz od 21 lat jest dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. Właśnie rozpoczęła piątą kadencję i zostały jej cztery lata. Sama przyznaje, że zastanawia się, jak je przetrwa.
- Po raz pierwszy w całej mojej karierze zadaję sobie pytanie, czy powinnam pracować na tym stanowisku. Kocham to, co robię. Jest to moja pasja. Tylko warunki, które są dookoła stworzone, są tak trudne i tak naładowane nieżyczliwymi w stosunku do dyrektora emocjami... To sprawia, że coraz częściej zadaje sobie pytania: "Jeszcze cztery lata? Czy na pewno?" - mówi Kozakiewicz i dodaje, że nie myśli o wynagrodzeniu, tylko o satysfakcji i szacunku. A raczej ich braku.
W Warszawie od niedawna daje się zauważyć trend odchodzenia dyrektorów ze stanowisk. W ciągu ostatniego roku było aż 40 takich przypadków.
- Jeszcze parę lat temu o jedno stanowisko dyrektora w konkursie walczyło cztery, a nawet pięć osób. Od paru lat obserwujemy, że są to dwie osoby, a czasami nawet jedna. I jest to ten sam dyrektor, który kandyduje na kolejną kadencję - przyznaje Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy. - W tej chwili nie tylko dyrektorzy nie decydują się na kolejną kadencję, ale ci którzy są, składają rezygnację - dodaje.
Danuta Kozakiewicz wspomina, że zawsze, gdy stawała do konkursu na dyrektora, wiedziała, że są inni chętni na to stanowisko. - W tej chwili zastanawiam się, kto zechce po mnie podjąć tę poprzeczkę i poradzić sobie w tej sytuacji. Nie pcha się tłum chętnych... - przyznaje dyrektor SP nr 103.
Długa lista problemów
- Pierwsza rzecz, którą bym wymieniła, to kwestia kadry. Odchodzą nauczyciele, najczęściej prężni, którzy idą do korporacji. Mamy problem ze znalezieniem dobrych pracowników, a czasami nawet ze znalezieniem kogokolwiek, kto przyjdzie do pracy - mówi Danuta Kozakiewicz i dodaje, że w wielu przypadkach musiała dawać nauczycielom godziny liczbowe lub zatrudniać nauczycieli, którzy pracują w 2-3 szkołach.
Wakatów w szkole nie widać, ale taka organizacja zdecydowanie odbija się na jakości nauczania. - Kolejną kwestią są kwestie budżetowe. Inflacja, którą mamy w kraju, odbija się również na szkole. Wzrastają ceny obiadów, co powoduje problemy u rodziców. Wzrastają ceny środków czystości, musimy wybierać, czy ma być czysto, czy tanio. Mamy problem z papierem, bo wzrosły koszty papieru. Nawet z papierem toaletowym bywa problem - zdradza dyrektor.
Również na podręczniki brakuje środków, a przecież w szkole pojawili się nowi uczniowie z Ukrainy. Kropką nad i jest tutaj zachowanie ministra edukacji, które zdaniem Danuty Kozakiewicz pozostaje co najmniej lekceważące.
- Zabolało nas to, że ten, kto powinien być naszym przedstawicielem w rządzie i powinien nas rozumieć, podaje społeczeństwu informację, że nauczyciel to ten, który pracuje 18 godzin. Tak nie można mówić. Nasza praca to 40 godzin, a 18 godzin przy tablicy. Nauczyciel pracuje znacznie więcej, żeby lekcja była efektywna, żeby dzieci miały proces wychowawczy i dydaktyczny - zauważa dyrektor SP nr 103.
Z badań UW wynika, że w Warszawie nawet 50% nauczycieli myśli o odejściu z pracy. To wszystko dociera do dyrektorskich gabinetów. - Wzrosła w tym momencie rola dyrektora jako mediatora, negocjatora i psychologa. My zbieramy wszystko, co złe. Jeśli pretensje ma rodzic, trafia do nas. Jeśli pretensje mają władze, trafiają do nas. Jeśli pretensje bądź problemy mają nauczyciele, trafiają do nas - mówi Danuta Kozakiewicz. - Odporność dyrektora na stres powinna być bardzo duża. A my sami mamy bardzo dużo problemów...- dodaje.
ZOBACZ TAKŻE: