Z Warszawy

Samolot awaryjnie wylądował w Warszawie. Teraz ściąga tłumy gapiów

2024-04-12 21:25

Na terenie podmokłym nieopodal Zakola Wawerskiego leży Cessna 150. Samolot awaryjnie wylądował w tym miejscu 1 marca i od tamtej pory właścicielka nieskutecznie stara się go odzyskać. Niestety, maszyna przyciąga coraz większe grupy gapiów - część z nich nie tylko się przygląda, ale również m.in. chodzi po skrzydłach.

Jak przekazała w rozmowie z reporterką Radia Eska właścicielka firmy EVAIR, do której należy maszyna, do awaryjnego lądowania doszło najprawdopodobniej z powodu oblodzenia gaźnika. - Ja tym samolotem latałam dosłownie pół godziny przed jego startem. Latałam około dwóch godzin i nie zauważyłam żadnej niesprawności. Gdybym zauważyła, to w życiu bym nie pożyczyła komuś swojego samolotu - bałabym się i o tego człowieka, i o swój sprzęt - podkreśliła Ewa Sachajko.

Jak dodała, obecnie nie może odebrać samolotu, co jest dla niej dużą stratą. Choć właśnie zaczął się sezon, maszyna nie lata. Sachajko nie wypłacono również pieniędzy z ubezpieczenia, ponieważ przedstawiciele ubezpieczyciela nie mogą dotrzeć do Cessny.

Samolot ściąga coraz liczniejsze "wycieczki"

- Na początku nikt nie mógł się tam dostać. Tylko straż pożarna z prokuraturą popłynęli swoim sprzętem. Teraz stało się to miejscem publicznym, przychodzą gapie, podjeżdżają nawet samochodami, bo jest już bardziej sucho. Widziałam nawet filmiki, na których dzieciaki chodzą po skrzydłach. Paliwo jest rozlane, nie jest zabezpieczone. W samolocie było około 60 litrów paliwa. [...] Nie zostały zabezpieczone kluczyki w stacyjce. Ostatnio sama próbowałam tam dojść, wystarczy mieć dłuższe kalosze. Drzwi są pootwierane, niestety nie były nawet zabezpieczone taśmą ani przez policję, ani przez prokuratora, który podjął decyzję, że będzie badał ten incydent lotniczy - opowiedziała Sachajko.

- Każdy może sobie tam przyjść. Widziałam, że robią sobie zdjęcia, imprezy. Grupy samochodów terenowych umawiają się na zabawy z tym samolotem, że mają go pociągać. Są różne grupy na Facebooku, gdzie ludzie umieszczają filmy, jak chodzą po skrzydłach, po kadłubie. [...] Większość zniszczeń powstała chyba przez gapiów. Podejrzewam, że skrzydła są już połamane. Przy samym lądowaniu samolot nie był zbytnio uszkodzony. Myślę, że spokojnie nadawałby się jeszcze do naprawy - dodała właścicielka maszyny.

Jak również podkreśliła, jej zdaniem prokuratura przetrzymuje całą sprawę. - Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która się tym zajmuje, już ma raport wstępny i jest już przy końcówce raportu końcowego. Im samolot nie jest potrzebny - ani wrak samolotu, ani silnik. Oni już to zwolnili, ale prokurator cały czas powtarza, że nie mogę dotknąć tego samolotu, mimo że zaproponowałam mu, że na własny koszt ściągnę maszynę. Mam zakaz dotykania samolotu - zaznaczyła.

Totalny tłum na nowej kładce w Warszawie. Rowerem nie da się przejechać