sąd

i

Autor: PAP/Paweł Supernak

Wiadomości

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wydał wyrok

2024-11-22 15:01

W piątek, 22 listopada warszawski sąd uniewinnił wszystkich trzech oskarżonych w sprawie m.in. o zabójstwo w 1992 roku b. premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony. W uzasadnieniu sąd wskazywał na liczne nieścisłości i błędy postępowania. Prokuratura zapowiada apelację.

Sąd wydał wyrok ws. zabójstwa Jaroszewiczów

Sprawa, która ciągle nie doczekała się rozwiązania, dotyczy jednej z najbardziej bulwersujących zbrodni początku lat 90. Piotr Jaroszewicz - premier PRL w latach 1970-1980 - został zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w ich domu w Aninie w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. Byłemu premierowi bandyci zacisnęli na szyi rzemienną pętlę; przedtem go maltretowali. Jego żona zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości ze sztucera męża.

Czytaj również: Kto zabił Jaroszewiczów? Mija 30 lat, zagadka pozostaje

- Błędy i niekonsekwencje prokuratury w postępowaniu przygotowawczym doprowadziły do takiego wyroku - powiedział na początku uzasadnienia piątkowego orzeczenia sędzia Stanisław Zdun.

Według prokuratury oskarżeni mieli w 1992 r. dokonać napadu na dom w Aninie, a Robert S. udusić Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelić Alicję Solską-Jaroszewicz. Ponadto Robert S. został oskarżony o zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r. Jego ówcześni kompani - Dariusz S. i Marcin B. - zostali oskarżeni o współudział w zabójstwie b. premiera PRL. Sąd uniewinnił w piątek oskarżonych od wszystkich zarzuconych im czynów.

Postępowanie w tej sprawie nabrało rozpędu po wyjaśnieniach Dariusza S. Mężczyzna złożył je w lutym 2018 r. w toku innego śledztwa - groziła mu wówczas surowa kara w sprawie uprowadzenia dla okupu. Dariusz S. przyznał się do udziału w zbrodni i wskazał na swoich byłych kolegów z grupy - Roberta S. i Marcina B. Ten drugi też przyznał się do obecności na miejscu zabójstwa.

Te wyjaśnienia obu oskarżonych - zdaniem obrony - nie wynikały z ich udziału w zbrodni, tylko z kalkulacji procesowych związanych m.in. z pragnieniem złagodzenia kar w innych sprawach.

Sąd w piątek nawiązał do wydarzeń z 2013 r. i porwania zakończonego śmiercią ofiary, w której to sprawie został zatrzymany kilka lat temu Dariusz S. - Na kolejnym przesłuchaniu Dariusz S. składa wyjaśnienia [...] i wskazuje, że chciałby powiedzieć o bardzo medialnym zabójstwie i chciałby skorzystać z dobrodziejstwa nadzwyczajnego złagodzenia kary w związku z ujawnieniem tego poważnego przestępstwa - mówił sędzia Zdun. - Nie dziwię się prokuraturze, że te sensacyjne wyjaśnienia Dariusza S. chciała w jakiś sposób zweryfikować - zaznaczył sędzia.

Jednak, jak sąd wyliczał w blisko dwugodzinnym uzasadnieniu wyroku, w ramach tej weryfikacji pominięto liczne sprzeczności materiału dowodowego, nieścisłości w tym materiale i w konsekwencji wpłynęło to na błędy popełnione przez prokuraturę. Chodziło na przykład o szczegółowe kwestie sposobu wejścia do domu ofiar, obezwładnienia psa, wykorzystania drabin do napadu i ukradzionych przedmiotów. - Tych, delikatnie mówiąc, nieścisłości jest bardzo, bardzo dużo - ocenił sędzia.

Sąd krytykował też czynności wykonywane w tej sprawie z podejrzanymi, a także niektórymi świadkami na etapie śledztwa. - Powiem mocno, to są nadużycia procesowe - ocenił sędzia Zdun. - Działania prokuratury i organów ścigania w postępowaniu przygotowawczym w części postępowania dowodowego nie cieszyły się zaufaniem sądu - podkreślił.

Sędzia zwrócił też uwagę na jakość materiału dowodowego zabezpieczonego w tej sprawie jeszcze w latach 90. - Przypomnę, to się działo w zupełnie innych czasach i innych realiach technicznych oraz funkcjonowania państwa. Pewne rzeczy, które budzą nasz uśmiech politowania i nas bulwersują, w tamtych czasach były możliwe, a nawet powszechne. Aparaty nie były cyfrowe, korzystały z filmów, które były 24-klatkowe, więc mógł się po prostu film skończyć w aparacie i nie było pieniędzy, by kupić następny. Sami widzieliśmy, że kaseta z ważnym nagraniem z czynności zawierała również uroczystość komunijną. Dziś wygląda to niepoważnie, ale takie były realia [...]. Może funkcjonariusze przynosili prywatne kasety, aby w ogóle dokonywać czynności, bo nie było pieniędzy na kasetę wideo. Trudno to ocenić - mówił sędzia.

Zdaniem sądu pominięty został wątek polityczny sprawy i działań osób wywodzących się ze służb PRL.

Oskarżający w sprawie prokuratorzy Katarzyna Płończyk i Tomasz Boduch po wyjściu z sali sądowej zapowiedzieli złożenie apelacji od uniewinnień. W ocenie prok. Boducha, jeśli sąd nie zgadzał się z zaproponowanym przez prokuraturę aktem oskarżenia, to "nic nie stało na przeszkodzie, żeby go zweryfikować".

Jak mówił w czasie wysłuchiwania uzasadnienia stanowiska sądu, odniósł wrażenie, że sąd "nie wierzy prokuraturze - dlatego uniewinnia". - Sala sądowa nie jest miejscem wiary, a suchej, konkretnej oceny materiału dowodowego - stwierdził Boduch. Dodał, że w uzasadnieniu sądu nie usłyszał "ani jednego zdania odnośnie wyjaśnień oskarżonych, które były złożone w ciągu blisko pięcioletniego procesu".

Z kolei jeden z obrońców Roberta S. mec. Jakub Abramowicz ocenił, że proces był oparty na "pomówieniach i poszlakach". Adwokat nie wątpi w zapowiadaną przez prokuraturę apelację. - Będziemy się do niej ustosunkowywać i będziemy bronić tego wyroku przed sądem II instancji - zapowiedział. - Jestem przekonany o niewinności mojego klienta - dodał.

Syn zamordowanego b. premiera Andrzej Jaroszewicz powiedział dziennikarzom, że nie jest rozczarowany wyrokiem sądu. - Gdzieś od połowy procesu nie uczestniczyłem już (w nim) jako oskarżyciel posiłkowy - zaznaczył. W jego ocenie sąd w ogłoszeniu wyroku "zdobył się na odwagę, której nie było widać na poprzednich terminach". - Mianowicie dosyć wyraźnie powiedział o służbach (specjalnych) - mówił Jaroszewicz.

Wokół zbrodni powstało wiele teorii, wśród wielu osób zajmujących się sprawą panuje przekonanie, że jej tłem musiała być polityka. - Ginie premier dużego kraju europejskiego. [...] Polska racja stanu wymaga, żeby wyjaśnić dlaczego - dodał. Pytany przez dziennikarzy, czemu uważa, że Robert S., Dariusz S. i Marcin B. nie zabili jego ojca, powiedział, że "bardzo dużo rzeczy się nie zgadza".

Zakończony w piątek przed Sądem Okręgowym w Warszawie proces trwał ponad cztery lata - rozpoczął się latem 2020 r.

Inskrypcje więźniów w piwnicach na Pradze-Północ - zobacz zdjęcia:

Wyrok sądu w sprawie pożaru, w escape roomie