Marsz 11 listopada 2024 w Warszawie
11 listopada w całym kraju odbędą się obchody Święta Niepodległości; główne uroczystości zaplanowano w Warszawie. Ulicami stolicy przejdzie Marsz Niepodległości, w którym udział zapowiedział m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dość długo nie było jasne, czy Marsz Niepodległości się odbędzie, gdyż początkowo zgody na niego nie wyrażał stołeczny ratusz. Dopiero 2 października poinformowano, że Marsz został zalegalizowany i przejdzie swoją tradycyjną trasą „z Ronda Romana Dmowskiego na błonia Stadionu Narodowego".
Jednocześnie wojewoda mazowiecki podpisał rozporządzenie porządkowe zakazujące 11 listopada noszenia, przemieszczania i używania wyrobów pirotechnicznych, co, zdaniem wojewody, ma zapewnić ochronę życia, zdrowia lub mienia osób, tudzież zagwarantować „bezpieczeństwo oraz porządek publiczny".
Race na marszu? Ekspert twierdzi, że to nic złego
Dr Bartosz Głowacki, b. policjant, wykładowca akademicki ocenił, że „jest to zakaz pusty, martwy, którego nie sposób wyegzekwować, co się sprawdziło choćby podczas oprawy meczów piłkarskich”.
Jego zdaniem, uświetnianie świąt czy uroczystości za pomocą pokazów pirotechnicznych, nie jest niczym złym. Dodał, że poważnie rozważyłby zmianę przepisów, które dopuszczałyby użycie rac w trakcie np. zawodów sportowych, czy manifestacji, przy spełnieniu pewnych warunków bezpieczeństwa i we współdziałaniu ze służbami.
- Brałem udział w Marszach Niepodległości i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś we mnie rzucał racami po to, aby mnie skrzywdzić – podkreślił. Jak zaznaczył, z jego doświadczenia wynika, iż race i inne środki pirotechniczne są na koniec tego zdarzenia „uprzątane i zbierane”, a po prostu w polskim charakterze jest zapisane, że „lubimy demonstrować właśnie przy użyciu tego typu efektów”.
Policjanci masowo biorą L4 na Marsz Niepodległości?
Od wielu tygodni policja przygotowuje się do obchodów święta Niepodległości.
- 11 listopada musimy wywiązać się z naszych obowiązków i zapewnić bezpieczeństwo, bez względu na to, ilu policjantów i w jakiej formie będzie protestować – powiedziała rzeczniczka KGP insp. Katarzyna Nowak.
Odniosła się tym samym do informacji, że część policjantów planuje w ramach protestu iść na zwolnienia lekarskie. Akcja pod kryptonimem "Lucyna" miałaby się odbywać między 30 października a 12 listopada.
Insp. Nowak przyznała, że do KGP docierają informacje o planowanej formie protestu, ale policja jest przygotowana na wszelkie scenariusze, także na takie, że do zabezpieczenia zostaną skierowani policjanci z innych miejsc kraju.
- Policjanci muszą pamiętać o tym, że zgodnie z rotą ślubowania, przede wszystkim pomagamy. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa i porządku publicznego. 11 listopada jest szczególnym dniem, w którym musimy wywiązać się z naszych obowiązków i zapewnić bezpieczeństwo zarówno tym, którzy będą świętować i brać udział w różnego rodzaju zgromadzeniach, jak i osobom postronnym – wskazała insp. Nowak.
Podkreśliła, że „rolą dobrego stratega jest przygotowanie się na wszystkie scenariusze”.
- Jeśli chodzi o operację związaną z 11 listopada, to każdy wariant jest brany pod uwagę. Jeśli będzie potrzeba dodatkowego dysponowania sił i środków, na pewno będziemy na bieżąco sytuację monitorować i takie decyzje będą podejmowane – zaznaczyła.
Uczestnicy sami powinni dbać o bezpieczeństwo
Dr. Głowacki zauważył, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to „każdy uczestnik Marszu powinien zadbać przede wszystkim najpierw o siebie, a następnie o najbliższych, a organizatorzy o łączność, bo telefony komórkowe raczej nie będą tam działać”.
Jak dodał, zadaniem policji jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom - zarówno od wewnątrz, jak i od zewnątrz.
- Jeśli mogłyby zaistnieć jakieś zewnętrzne zagrożenia powinna im przeciwdziałać, zabezpieczając i sprawdzając trasę od godzin wczesnoporannych - wskazał.
Według niego nie można wykluczyć, iż „może dojść do jakichś aktów sabotażu czy prowokacji” co w przypadku tak dużego zgromadzenia może mieć katastrofalne skutki.
Andrzej Idzikowski, b. policjant, wieloletni instruktor strzelecki zauważył z kolei, że biorąc pod uwagę, iż tłum rządzi się swoimi prawami, istnieje realna obawa, że w niesprzyjających okolicznościach, kiedy zostanie do tego sprowokowany, „może miasto przewrócić do góry nogami”.
Dlatego policja musi się przygotować na każdą ewentualność.
- Wchodząc w rolę dowódcy przygotowującego zabezpieczenie, uważam, że lepiej, żeby mieć więcej ludzi i sprzętu, a potem najlepiej nie musieć go użyć – zaznaczył Idzikowski.
Jego opinię potwierdza podinsp. w st. sp. Jan Dobrzyjałowski, wieloletni nauczyciel policyjnego Zakładu Interwencji Policyjnych CSP, autor podręczników (m.in. Samoobrona i techniki interwencyjne policji). Jego zdaniem, podstawowym narzędziem policjanta jest głowa i każdy funkcjonariusz wie, że „to wojna nieodbyta jest wojną zwycięską, bo nie ma ofiar”.
Dobrzyjałowski przyznał jednak, że czasem prowokacją może być sama postawa policjantów: „dookoła działka wodne, pałki wyjęte, manifestacyjne potrząsanie tarczami”. Jak zauważył, policja powinna być w bezpiecznej odległości i obserwować, a wkraczać dopiero wówczas, kiedy jest to niezbędne.
Poza tym, jak wskazał, w tłumie są rozmieszczeni nieumundurowani funkcjonariusze, których zadaniem jest wychwytywanie niepokojących sygnałów. Często wystarczy wyłuskać zeń – dyskretnie - prowokatorów podburzających ludzi do sprzecznych z prawem działań, żeby wrócił spokój i impreza mogła trwać niezakłócenie.
- Proszę także pamiętać, że każdy z funkcjonariuszy ma swojego szefa, który nad sobą ma kolejnego, a policja w oddziałach zwartych działa na rozkaz – zaznaczył Dobrzyjałowski. - Miejmy nadzieję, że w takim dniu policja nie będzie działała pod zamówienia polityczne – zaakcentował.
Sprawy wymykały się spod kontroli
Rozmówcy PAP podkreślają, że wiele zależy od precyzyjnych przygotowań i profesjonalizmu funkcjonariuszy. W przeszłości bywało, że sprawy wymykały się spod kontroli. Tak było np. 24 czerwca 1999 r., kiedy podczas demonstracji pracowników radomskiego Łucznika w Warszawie policja użyła gumowych kul i oko stracił fotoreporter wykonujący zdjęcia dokumentujące te zajścia.
Do jeszcze bardziej dramatycznego zdarzenia doszło w 2004 r. w Łodzi, kiedy policjanci interweniujący podczas zamieszek, jakie chuligani wszczęli podczas Juwenaliów, pomylili ładunki i zamiast gumowych, niepenetrujących, użyli, mówiąc kolokwialnie, „ostrych” – w wyniku tych działań śmierć poniosło dwoje studentów.
Andrzej Idzikowski tłumaczy, że, faktycznie, broń gładkolufowa na gumowe kule jest używana np. w celu rozpędzenia tłumu; była np. często stosowana w pacyfikowaniu zamieszek wywoływanych przez kibiców piłkarskich. Przekonuje jednak, że funkcjonariusze są tak szkoleni, żeby celować w dolne części ciała.
Jednak gumowa amunicja ma to do siebie, że kiedy uderzy w jakiś stały element, "to się od niego odbija, niczym piłeczka gumową, rzucona w ścianę". Tak zapewne było z fotoreporterem, który wszedł pomiędzy tłum a policjantów, żeby zrobić dobre zdjęcia.
- Żaden policjant nie dąży do tego, żeby komuś zrobić krzywdę. Zarówno ja, jak i Janek Dobrzyjałowski, zajmowaliśmy się szkoleniem dziesiątków tysięcy polskich policjantów i zapewniam, że osoby o skłonnościach psychopatycznych, które dążą do tego, żeby ludzi pozabijać czy zrobić im krzywdę, są eliminowane ze służby – zapewnił Idzikowski.
Rozmówcy PAP przyznają, że zdarzają się nieszczęśliwe wypadki, wynikające najczęściej z ludzkich błędów oraz emocji.
Dlatego, jak wskazał Andrzej Idzikowski, ciesząc się świętem, „idąc, wraz z bliskim, w Marszu Niepodległości, dumni z tego, że jesteśmy Polakami, powinniśmy być świadomi, że bezpieczeństwo zależy od nas, a policjanci są po to, aby wszystkich chronić”.
Zobacz także: Mężczyzna wszedł na pomnik smoleński w Warszawie