Jakub Oworuszko, eska.pl: Zacznę banalnie, ale to ważne: jak zaczęła się twoja przygoda z fotografią?
Aleksander Małachowski, Hashtagalek, fotograf: Zacząłem się nią interesować, gdy byłem dzieckiem, natomiast to było takie bardzo niewinne. Tata przywiózł aparat z Ameryki - zaczyna się jak legenda... (śmiech) - i to na tamte czasy to było coś sztosowego, to był taki mały aparat cyfrowy z wymiennymi (!) obiektywami. Do dziś jednak nie udało mi się znaleźć fotografii z tamtego czasu. Chodziłem także na zajęcia z fotografii analogowej do Pałacu Młodzieży, na które zapisali mnie rodzice. Potem w czasach liceum (Staszica w Warszawie – red.) byłem szkolnym fotografem. Miałem swoją własną lustrzankę, którą wyprosiłem "od Mikołaja". W tamtych czasach publikowałem nawet na swoim blogspocie (ponad 10 lat temu bardzo popularna platforma blogowa – red.), którego już zakopałem. Pamiętam, że wtedy odwiedzałem tę stronę chyba tylko ja i moja siostra i może rodzice… (śmiech) Skończyłem liceum i w sumie zapomniałem o fotografii – jednak, jak się miało okazać, tylko na chwilę.
Później były studia.
Nie do końca wiedziałem, co ze sobą zrobić i tak jak wiele osób, wybrałem studia, na które poszli moi znajomi. Poszedłem na studia inżynierskie, mechatronikę na Politechnice Warszawskiej. Bardzo szybko odkryłem jednak, że to nie dla mnie. Rezygnować ze studiów nie chciałem, bo nie wiedziałem, co bym miał innego robić w życiu, ale miałem tak dużo wolnego czasu, że postanowiłem – zamiast na wykłady – przeznaczać ten czas na szukanie swojej pasji. Jednocześnie odkryłem Instagram, który nie był wtedy jeszcze aż tak popularny. Założyłem tam konto pod nazwą „@narapiealbowcale” – autentycznie! (śmiech). Wrzucałem zdjęcia ze studenckiego życia. Zacząłem poznawać Instagram i jego społeczności. Okazało się, że istnieją tam użytkownicy, których pasją jest fotografowanie miasta tylko smartfonem. Bardzo mnie to zainspirowało, przypomniałem sobie, że kiedyś interesowałem się fotografią, choć nie czułem potrzeby sięgania do szuflady po aparat. Postanowiłem spróbować używać wyłącznie telefonu do zdjęć. Jednocześnie, szukając miejsc do spacerów, uświadomiłem sobie, że choć urodziłem się i mieszkam w Warszawie, to tak naprawdę nie znam tego miasta. W moim rozumieniu Warszawa to było taki pas o szerokości może kilometra wzdłuż pierwszej linii metra (śmiech). Pomyślałem: hej, połączę te wszystkie kropki, czyli to, że mam Instagram, że chcę poznać możliwości smartfona i trochę pobawić się zdjęciami i jednocześnie odkryć Warszawę. Zacząłem eksplorować miasto właśnie w trakcie wykładów, brałem mapę, stawiałem punkt z dala od tej linii metra i po prostu sobie szedłem ze smartfonem odkrywając architekturę. Następnie dzieliłem się niektórymi zdjęciami na Instagramie.
I co odkryłeś, co cię wtedy urzekło najbardziej?
Największe wrażenie wywarła na mnie Wola i tak w sumie jest do dzisiaj - jeśli ktoś mnie pyta, co zobaczyć w Warszawie, mówię: idź na Wolę, znajdziesz tam wszystko: kamienice, postmodernizm, modernizm, budujące się wieżowce - taka Warszawa w pigułce.
Wówczas zmieniłeś nazwę profilu na Instagramie.
Tak! I z tym też jest związana historia… (śmiech). Moi znajomi ze studiów zaczęli zauważać, że po pierwsze nie bywam za często na uczelni, a po drugie, że zaczynam wrzucać na swój Instagram dużo zdjęć. Więc kiedyś, jak już się pojawiłem ćwiczeniach, podszedł do mnie znajomy i mówi "Alek, ty ciągle tylko te hashtagi, hashtagi – hashtag Alek!". Po chwili do mnie dotarło, co on właśnie wymyślił! I jeszcze tego samego dnia zmieniłem nazwę na Hashtagalek. Tak że pozdro, Andrzej! Zawsze go wspominam, jak mówię o tej nazwie i śmieję się, że wystawi mi kiedyś solidną fakturę.
Ukończyłeś te studia?
Tak, zostałem inżynierem, trochę dla "papieru", trochę dla świętego spokoju. Po zakończeniu studiów zacząłem jeszcze bardziej się zastanawiać, co powinienem w życiu robić. Byłem na etapie, że śledziło mnie na Instagramie już kilka tysięcy osób, wiedziałem, że fotografia miejska bardzo mnie interesuje, miałem za sobą jakieś pierwsze zlecenie komercyjne. Stwierdziłem, że spróbuję jeszcze ze studiami artystycznymi, ale od razu drugiego stopnia (magisterskimi – red.). Nie udało mi się dostać na ASP, ale odkryłem, że jest taka uczelnia jak Polsko-Japońska Akademia Technik Komputerowych i oni mają Wydział Sztuki Nowych Mediów! Tam ostatecznie trafiłem. Musiałem nadrobić wiele rzeczy ze studiów pierwszego stopnia, ale się udało. Zrobiłem wystawę fotograficzną i obroniłem magisterkę w tamtejszej Pracowni Multimediów. Te studia dały mi wiedzę, jeszcze szersze spojrzenie i były dużą inspiracją.
Czujesz się artystą?
Tak, jako fotograf jak najbardziej. Niektórzy zarzucają mi, że nie jestem fotografem, bo edytuję zdjęcia "za bardzo", bo robię kolaże, bo używam smartfonu – różne już słyszałem komentarze. Natomiast ja czuję się w pełni i fotografem i artystą. Dla mnie fotografia jest punktem wyjścia i finalnie zależy mi na tym, by ukazać swoje autorskie spojrzenie na świat. Nie ma dla mnie znaczenia czy tylko lekko zmienię kolory, czy wyretuszuję jakiś element, czy połączę kilka zdjęć swoich.
Dobrym przykładem mojej wizji i połączenia kilku zdjęć jest praca "Polska Gościnność", która rozeszła się dużym echem w zeszłym roku i stała symbolem. Stworzyłem ją, aby wyrazić solidarność z Ukrainą, a także podziękować wszystkim Polakom, którzy przyjęli pod swoje dachy wielu uciekających przed wojną Ukraińców. Jednocześnie dzięki tej pracy zebrałem na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pamiętam, że czułem się wtedy nie tylko artystą, ale przede wszystkim spełnionym artystą!
Pamiętasz jakieś pierwsze zdjęcie, z którego byłeś szczególnie zadowolony i które stało się popularne w social mediach?
To była cała seria zdjęć z wyjazdu nad morze, którą stworzyłem z siostrą. Wstawaliśmy bardzo wcześnie i szliśmy na wschód słońca na plażę robić zdjęcia. Pokazałem nieoczywiste oblicze morza, minimalistyczne.
Dziś każdy, kto ma smartfon za kilka tysięcy złotych, może być fotografem?
Tak, oczywiście! Jeśli ktoś przez fotografię wyraża swoje emocje i wizję, to niezależnie, czy to tylko jego hobby czy praca, dla mnie jest fotografem. A już na pewno tego pojęcia nie definiuje sprzęt ani jego cena - fotografem można być mając smartfon, lustrzankę, aparat analogowy – cokolwiek rejestrującego obraz. Liczą się intencje, styl, przekaz. Ja zaczynałem od Samsunga Galaxy S3, to dziś ponad 10-letni telefon i pamiętam, jak początkowo ludzie nie dowierzali, że to nim robię zdjęcia.
Jesteś samoukiem, gdy zaczynałeś, pewnie nie było za wielu kursów, ale dziś są inne możliwości, sam prowadzisz takie szkolenia.
Zgadza się – jestem współtwórcą kompleksowego kursu fotograficznego ProjektFotografia.pl. Dwa lata temu odezwał się mnie Karol Lewandowski z bloga Busem Przez Świat. Chwilę wcześniej stworzył z kilkoma twórcami kurs filmowy i wpadł na pomysł, że teraz pora na fotograficzny. Razem z fotografami: Aleksandrą Zaborowską, Pawłem Jagiełło i Pauliną Wierzgacz zostaliśmy zaproszeni do stworzenia go. Wyszła z tego cała szkoła fotografii, w której uczestnicy są pod naszą opieką. Organizujemy dla nich konkursy i wystawy. Mamy ponad 150 lekcji, które przygotowało 18 profesjonalnych fotografów z dziedzin takich, jak np.: fotografia podróżnicza, portretowa, krajobrazowa, architektury, mobilna, dronowa, sportowa, ślubna, eventowa, produktowa… itd. Grupa naszych kursantów liczy dziś ponad 2600 osób - zawiązała się cudowna społeczność, która umawia się na wspólne fotospacery czy po prostu się wspiera. Kurs jest w sprzedaży tylko do 24 maja, więc bardzo polecam zainteresowanym udział.
Gdybym trafił na taki kurs 10 lat temu, to na pewno oszczędziłbym sporo czasu. Zdradzam tam swoje takie największe tajniki, wyjaśniam, jak na przykład rozjaśniam i "wybielam" wnętrza budynków, jak patrzę na rzeczywistość poprzez teleobiektyw, jak w ogóle szukam miejsc do zdjęć, jak wykorzystać smartfon do robienia profesjonalnych zdjęć, bo naprawdę nie potrzeba drogiego aparatu, aby stworzyć coś super. Pokazuję też dużo edycji – wszystko to, co wypracowałem sam w ostatnich kilku latach. Zapraszam!
Utrzymujesz się tylko z fotografii? Wiem, że współpracujesz z Samsungiem.
Tak. Od trzech lat jestem ambasadorem serii Galaxy, a z samym Samsungiem współpracuję od pięciu lat. Wyszło to bardzo naturalnie, bo od prawie 10 lat korzystam z tej serii i nawet gdybym nie był ambasadorem, to używałbym dalej tego sprzętu – jest świetny. Najnowszy model, który obecnie mam, Galaxy S23 Ultra, ma aż cztery obiektywy - gdy zaczynałem robić zdjęcia, smartfony miały jeden. Mój ulubiony to 10-krotny zoom optyczny. Można inaczej spojrzeć na rzeczywistość, co wywarło na mnie ogromny wpływ. Dam konkretny przykład. Gdy oddalimy się od PKiN na kilka kilometrów i stojąc np. na Moście Gdańskim skierujemy zoom w kierunku budynku, to przy takim przybliżeniu zobaczymy w kadrze wiele różnych warstw: PKiN, kamienice, wieżowce. Coś pięknego i nie do odtworzenia z bliższej perspektywy. Teleobiektyw zapewnia ciekawą kompresję warstw miasta.
To jest chyba najfajniejsze w twoich zdjęciach – pokazujesz znane budynki w zupełnie nowy sposób.
Dzięki! Często słyszę ten komentarz, np. gdy jadę fotografować jakieś miasto, mieszkańcy mówią "wow, nie znałem tego miejsca!" albo "znałem, ale nigdy tego nie dostrzegłem".
Jakie projekty jeszcze realizujesz?
Przykładowo w ubiegłym roku fotografowałem budynki, które zrealizowała Skanska w Pradze, Bukareszcie i Budapeszcie – było to moje pierwsze międzynarodowe zlecenie! Wszystko zaczęło się dwa lata temu od podobnego projektu dla Skanska - ich realizacji w Polsce. Tak bardzo docenili tamte zdjęcia, że zaoferowali mi kolejne zlecenie. Uwielbiam takie momenty! Współpracuję także z firmami, które nie są bezpośrednio związane z budownictwem i wtedy np. zlecenia polegają na zrobieniu zdjęć miast, w których mają siedzibę. Dwa lata temu zaprosiła mnie np. Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia i okazało się, że Górny Śląsk kryje mnóstwo architektonicznych perełek. Katowice, Tychy, Bytom, Gliwice… to tylko ich część. Polecam! W tym roku natomiast byłem w miastach nadbałtyckich: Helsinki, Tallinn, Ryga, Sopot. Wykonywałem to zlecenie dla ERGO Hestii, z którą też od dawna współpracuję. Oni mają taki projekt co roku, Raport Roczny, w którym te dane finansowe stanowią drobną część na końcu, a całą resztę publikacji przygotowuje wybrany artysta – w tym roku jestem nim ja i jest to dla mnie spory zaszczyt!
Jak taki wyjazd wygląda?
To cały proces, który zaczyna się na długo przed wyjazdem. Pierwszy etap to logistyka, plan podróży, szukanie noclegu. Najważniejsze jednak to znalezienie wcześniej miejsc wartych odwiedzenia i sfotografowania. Przeglądam mapy Google, Instagram, kontaktuję się z lokalnymi fotografami. Gdy już jestem na miejscu, to często okazuje się, że najciekawsze zdjęcia powstają i tak po drodze, pomiędzy zaplanowanymi punktami. Po powrocie przychodzi etap edycji zdjęć.
Czyli na etacie nie chciałbyś pracować?
Zastanawiałem się nad tym i chyba nie, nie widzę siebie po prostu po tylu latach spędzonych na byciu freelancerem-fotografem. Bardzo lubię moją pracę, tę wolność i to, że przy okazji robienia zdjęć poznaję tyle cudnych miejsc.
Zrobiłbyś zdjęcia na weselu?
Nie! (śmiech). Miałem takie pytania, ale zawsze odmawiałem… Mam jedną regułę: realizuję projekty tylko takie, na których się znam i które czuję.
Ostatnio dużo mówi się o sztucznej inteligencji, która potrafi generować bardzo realistyczne obrazy i zdjęcia. Dostrzegasz tu jakieś zagrożenie dla siebie czy w ogóle dla fotografii?
W ostatnim czasie dostałem nawet kilka wiadomości, żebym się nie martwił, bo moich zdjęć i stylu nie da się podrobić. Choć, żeby było jeszcze ciekawiej, widziałem już jeden czy dwa komentarze sugerujące, że moje zdjęcia wygenerowała sztuczna inteligencja, co oczywiście jest nieprawdą. Z jednej strony sztuczna inteligencja jest świetna, może nas wyręczyć w wielu dziedzinach, a z drugiej strony zapala się lampka: czy my jesteśmy na to gotowi, czy ten proces nie dzieje się za szybko? Nie znam odpowiedzi. Martwi mnie też wątek praw autorskich. Sztuczna inteligencja tworzy grafiki na podstawie tego, co już "widziała". Potrzebne są też inne regulacje, powinniśmy wiedzieć, czy dany obraz został wygenerowany przez AI.
Co cię inspiruje? Jakiej muzyki słuchasz, chodzisz po muzeach, podróżujesz, obserwujesz innych fotografów?
Podróże zawsze inspirują, nawet takie w obrębie jednego miasta, do innej dzielnicy. Bardzo dużo dało mi także podróżowanie po Polsce, w trakcie którego obfotografowałem większość dużych miast. Choć nie wszystkie - muszę np. wciąż nadrobić Szczecin czy Białystok. Jeśli chodzi o inspiracje filmowe to kocham twórczość Wesa Andersona (amerykański reżyser; m.in. "Grand Budapest Hotel" czy "Fantastyczny Pan Lis" – red.). Bardzo chciałbym znaleźć się na planie jego filmu, by zobaczyć, jak on pracuje. Jeśli chodzi o kolaże, to inspiruje mnie fotograf przyrody Benjamin Everett, który z kolei inspiruje się malarstwem. Co do muzyki – jestem "wszech słuchaczem", lubię każdy rodzaj.
Fotografowałeś schody w powstającym tuż obok PKiN Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ten budynek wzbudza sporo emocji, a co ty o nim sądzisz?
Przyznam, że dawno nie byłem w centrum Warszawy. Czekam na efekt finalny, nie chcę oceniać na podstawie wizualizacji czy obecnego etapu budowy, bo wokół ma powstać jeszcze budynek teatru, zieleń. Sama bryła mi się bardzo podoba, kocham minimalizm. To, co widziałem i fotografowałem, czyli wnętrze budynku, robi ogromne wrażenie.
A PKiN – do zburzenia?
Do zostawienia! To jeden z symboli Warszawy. Moim marzeniem jest, żeby zobaczyć go wyczyszczonego.
Poleć na koniec miejsca w Warszawie, gdzie można zrobić ciekawe zdjęcia!
Wszystkie stacje drugiej linii metra! Polecam przy okazji wyjście na powierzchnię np. na stacji Rondo ONZ lub Rondo Daszyńskiego, gdzie czeka wiele ciekawych perspektyw. Potem np. stacja Bemowo i znajdujące się obok osiedle Przyjaźń - można przenieść się w czasie. Bardzo polecam też Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, nie tylko pod kątem architektonicznym, ogromne wrażenie robi także sama wystawa. Warto też zaglądać na uczelnie, koniecznie trzeba zobaczyć wnętrza gmachów Politechniki Warszawskiej i SGH. Bulwary Wiślane to również ciekawa podróż (CNK i BUW). Poza tym zapraszam też na mój Instagram, gdzie często pokazuję nietypowe miejsca z Warszawy (i nie tylko!): instagram.com/hashtagalek.