Fascynacja z dziecięcych lat
Rafał zaczynał jak wszyscy, jeszcze w latach 90. Wówczas kartami Pokemon wymieniano się przed lekcjami, po lekcjach, a nawet w trakcie. Jednak w pewnym momencie postanowił rozstać się ze swoim hobby. W 2000 r. w Warszawie odbywała się Liga Pokemon.
- Zabrałem ze sobą nie najmocniejszą, ale moją ulubioną talię pokemonów. Wystawiłem słabego Pokemona, a ktoś wystawił przeciwko mnie Charizarda. Zmiótł mnie z planszy w ciągu 5 minut! - wspomina dziś Rafał. - Wtedy stwierdziłem, że koniec! Dość tych Pokemonów. Przestałem oglądać je w telewizji i przestałem kupować karty.
Karty z całego świata
Do hobby wrócił w 2016 roku, kiedy cały świat grał w grę Pokemon GO! Sama gra go nie zachwyciła, ale przypomniał sobie o swoim zajęciu z dziecięcych lat.
- Stwierdziłem, że czas pójść do piwnicy moich rodziców i odkopać moją starą kolekcję. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Niestety okazało się, że nie wiadomo kiedy moi rodzice wyrzucili wszystkie karty, które posiadałem jako dziecko. Wówczas postanowił odnowić swoją kolekcję. Ale nie byle jaką, tylko wyłącznie tą z tzw. kart zgrejdowanych, czyli ocenionych przez wyspecjalizowaną firmę. - Uznałem, że muszę mieć same "dziesiątki", czyli te karty, które są w nieskazitelnym stanie i nie noszą żadnych śladów użytkowania i żadnych zniszczeń - mówi Rafał.
Kolekcja liczy prawie 500 kart "dziesiątek". Pochodzą z serii angielskich i japońskich. Wartości kart są różne - także w momencie kupienia i z upływem czasu. Gdy Rafał kupował kartę Charizarda, była ona warta 1 500 dolarów amerykańskich. Teraz ta karta jest warta między 15 000 a 20 000 dolarów. Ma też karty warte 100 dolarów.
- Dla mnie budowanie kolekcji nie było skupione przede wszystkim na tym, żeby mieć najdroższe czy najrzadsze karty. Dla mnie punktem zapalnym było zbudowanie pierwszej generacji: od Bulbasaura do Mewtwo, czyli pierwszej prawdziwej serii, na której wszyscy jako młodzi ludzie się wychowywaliśmy. To było najbardziej sentymentalne.
Przy kolekcjonowaniu kart ich przyszły właściciel kontaktował się ze sprzedawcami z całego świata. W Polsce jeszcze parę lat temu ciężko było o kartę "dziesiątkę". Dlatego jego zbiory pochodziły w większości z USA, Kanady lub Australii. Zdarzały się też egzemplarze z Niemiec lub Wielkiej Brytanii.
Polecany artykuł:
Hobby przekształciło się w pracę
Cała kolekcja wyceniana jest na 1,5 mln zł. Nic dziwnego, bo jej właściciel zna się na inwestowaniu. - Całe moje życie związane było z pracą przy inwestycjach. Więc tak, to doświadczenie mam i ono mi się przydało w momentach, gdy emocje chciały kupować kartę, której wartość była przeszacowana. Czasami jest potrzebny ten zdrowy głos rozsądku, który powie "negocjuj cenę", albo "nie kupuj w tym momencie" - przyznaje Rafał.
Pracę w korporacji z przyczyn zdrowotnych, porzucił jeszcze przed powrotem do kolekcjonowania kart. Przed 30. urodzinami zdiagnozowano u niego nowotwór złośliwy tarczycy z możliwymi przerzutami. Udało się go wyciąć w ostatnim momencie.
- Wtedy przewartościowałem swoje życie. Z dnia na dzień, jako jedna z najbardziej pracowitych osób w zespole, po prostu odszedłem. Rafał Nobis postanowił uczynić swoją pasję swoją pracą i założył biznes poświęcony odpowiedniemu przechowywaniu kart Pokemon. Jak sam powtarza, bez względu na to ile dana karta jest warta, jego ulubionym Pokemonem pozostaje Bulbasaur.
Masz dla nas ciekawy temat lub jesteś świadkiem wyjątkowego zdarzenia? Napisz do nas na adres [email protected]. Czekamy na zdjęcia, filmy i newsy z Waszej okolicy!