Przyklejeni do asfaltu, czyli blokady Ostatniego Pokolenia
W maju protesty Ostatniego Pokolenia zaczęły z nową siłą zalewać warszawskie ulice, paraliżując ruch w różnych częściach miasta. Za każdym razem scenariusz wydarzeń jest niemal ten sam - aktywiści nagle zaczynają okupować jezdnię, zjawia się policja i funkcjonariusze siłą zdejmują ich z drogi, odblokowując ruch w danym miejscu - niekiedy dopiero po kilku godzinach.
Członkowie Ostatniego Pokolenia zaczęli jednak stosować specjalne kleje, którymi przyklejają się do nawierzchni jezdni. To znacząco utrudnia policjantom pozbycie się ich z drogi.
Ostatnie Pokolenie twierdzi, że w środę 7 maja dwóch protestujących przykleiło się do jezdni mieszaniną kleju i piasku. Policja "odklejała” ich dłutem, ryzykując połamaniem kości i zmiażdżeniem palców. Według Ostatniego Pokolenia, policjanci mieli argumentować, że nie chcą wycinać asfaltu i robić dziury w jezdni; ponadto protestujący mieli usłyszeć od ratowników medycznych, że kawałek ulicy jest ważniejszy od kawałka ich ręki.
Z kolei podczas innych manifestacji policjanci mieli odklejać protestujących przy użyciu groźnych dla zdrowia rozpuszczalników, np. Nitro, przekonują aktywiści.
"Pokojowo protestujemy, stosując obywatelskie nieposłuszeństwo przeciw napędzaniu zapaści klimatu. Policja również ma swoją rolę - usuwać nas z jezdni i wyciągać wobec nas konsekwencje prawne, jednak z zachowaniem naszego bezpieczeństwa!" - mówią aktywiści OP, zauważając, że dopiero podczas piątkowej demonstracji policja zachowała się "bezpiecznie", bo wykuła przyklejonych uczestników młotem pneumatycznym razem z kawałkiem asfaltu.
Przyklejanie się do asfaltu to metoda znana również z innych europejskich protestów klimatycznych. Podczas jednego z takich wydarzeń niemiecki aktywista został zwolniony do domu z... kawałkiem asfaltu na dłoni. Musiał sam sobie poradzić z jego usunięciem. Sprawę opisał portal Miejski Reporter, pokazując także zdjęcie z tamtej sytuacji.
Z jezdni prosto na oddział psychiatryczny
To jednak nie wszystko - jak informują aktywiści, podczas protestów w środę 7 oraz piątek 9 maja doszło do niecodziennych sytuacji. "Odklejeni" od jezdni protestujący zostali wywiezieni osobnymi karetkami do szpitali psychiatrycznych, w związku z rzekomym podejrzeniem próby samobójczej.
Policja nie chciała komentować tej informacji w trosce o dobra osobiste protestujących. Z naszych nieoficjalnie ustaleń wynika, że w uzasadnionych sytuacjach - gdy zachodzi podejrzenie co do stanu zdrowia psychicznego protestujących - policja decyduje o przewiezieniu ich na szpitalny oddział psychiatryczny.
Jak twierdzi Ostatnie Pokolenie wszyscy aktywiści szybko opuścili szpital, bo po zbadaniu lekarze nie stwierdzili u nich niepokojących symptomów.
Proces za oblanie Syrenki farbą
To nie koniec problemów Ostatniego Pokolenia. W poniedziałek, 12 maja ruszył proces w sprawie oblania farbą pomnika Syreny przez aktywistki OP w marcu 2024 roku.
Prokuratura zarzuca im, że spowodowały straty na ponad 361 607 złotych. To zaskakujący zwrot akcji, bo pierwotnie ratusz wyliczył, iż koszt umycia pomnika wyniósł jedynie 5 tysięcy złotych brutto.
"Wysokość tej kwoty została wyliczona na podstawie stanowiska wojewódzkiego mazowieckiego konserwatora zabytków i opinii biegłego z zakresu kamieniarstwa, a także jednostki odpowiedzialnej za opiekę i konserwację nad rzeźbą" – zaznaczyła prokuratura, dodając, że użyta przez aktywistki farba wsiąkła w cokół i nieckę fontanny powodując trwałe zanieczyszczenia wewnątrz struktury.
Obecne na sali rozpraw aktywistki nie przyznały się do winy. Wskazały, że nie był to akt wandalizmu, lecz chęć zwrócenie uwagi na kryzys klimatyczny, a farba, której użyły, była tak przygotowana, aby z pomnika zmył ją pierwszy deszcz.
Blokada Ostatniego Pokolenia na moście Poniatowskiego (05.05.2025):