Skażone borówki miały pochodzić z Polski
Do holenderskich sklepów Albert Heijn trafiły borówki, które mogły zostać zakażone wirusem zapalenia wątroby typu A. Dokładnie chodzi o kilogramowe opakowania mrożonych owoców z datą przydatności do spożycia do 14 kwietnia 2026 roku. Sieć sklepów już wycofała produkt ze sprzedaży. Ostrzeżenie wydał również Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego i Środowiska w Holandii (RIVM).
Holenderskie media podają informacje na temat 31 osób zakażonych wirusem zapalenia wątroby typu A. 12 chorych musiało być hospitalizowanych z powodu zaostrzenia się infekcji. Nieoficjalnie jednak podejrzewa się, że zakażonych może być więcej. Jak podaje sieć sklepów Albert Heijn, producent skażonych borówek pochodzi z Polski. Podejrzana partia liczyła nawet 20 tysięcy opakowań i trafiła nie tylko do Holandii, ale również do Belgii.
Polscy plantatorzy borówki zabrali głos w sprawie afery
W Polsce borówki są chętnie spożywanymi owocami, dlatego afera z Holandii może wzbudzać strach przed zakażeniem się wirusem zapalenia wątroby. Czy faktycznie jest się czego obawiać? Stowarzyszenie Polskich Plantatorów Borówki wystosowało oświadczenie w tej sprawie, na które powołuje się "Fakt". Zapewniono w nim o najwyższej jakości borówki. "Polscy plantatorzy dbają o jakość owoców. Prowadzimy profesjonalne plantacje w najwyższych standardach określanych w m.in. systemach jakości GlobalGAP i szkolimy pracowników co do zasad higieny ich zbierania. W ostatnich sezonach nie mieliśmy takich przypadków, które dotyczyłyby krajowych owoców" - podkreślił Bartłomiej Milczarek, członek stowarzyszenia.
Skąd dokładnie mogły pochodzić skażone owoce? Polska strona tego nie wie, a informacje w tej sprawie mają przekazać Holendrzy. "Nie mamy wiedzy, z jakiego zakładu przetwórczego i jakiej plantacji w Polsce miały pochodzić owoce borówki, rzekomo odpowiedzialne za zakażenia. Czekamy na informacje od strony holenderskiej" - przekazali plantatorzy.
W Holandii wirus zapalenia wątroby typu A jest chorobą wymagającą zgłoszenia odpowiednim służbom. Stowarzyszenie wyjaśniło, jakie zachodzą procedury w przypadku takich zagrożeń. "Kiedy instytucje takie jak RIVM (w Polsce Państwowa Inspekcja Sanitarna) wykryją wirusa, powiadamiają producenta — w tym przypadku prawdopodobnie firmę konfekcjonującą owoce z przeznaczeniem na mrożonki. Współpracują z nią w celu identyfikacji pochodzenia owoców. Podobnie jest zapewne w obecnej sytuacji" - napisano w oświadczeniu.
Coraz mniej wolnych działek w stolicy: