Gdy nadchodziły święta Bożego Narodzenia, XIX-wieczna Warszawa stawała się żywsza i bardziej zatłoczona niż zazwyczaj. Wówczas na ulice wychodzili mieszkańcy, którzy chcieli kupić prezenty oraz jedzenie. Na ich potrzeby odpowiadały targi, które były zapełniane towarami. Jak przekazał niemiecki dziennikarz w latach 70. XIX wieku prezenty już wówczas były bogate i wyjątkowe. „Wyroby warszawskiego rękodzielnictwa są znakomite(...). Toalety, ozdoby, biżuterię, rękawiczki i inne wyroby zbytkowe (...) fabrykuje się tutaj według doskonałych wzorów” - pisał.
Co jadano podczas świąt bożego narodzenia w Warszawie?
Na święta warszawiacy w XIX wieku skrupulatnie się przygotowywali. Dotyczyło to przede wszystkim produktów spożywczych. Często zamawiali je z wyprzedzeniem, zazwyczaj z Podlasia. Sprowadzano ryby, dziczyznę i miód, a po uruchomieniu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej w 1845 r. import stał się o wiele prostszy i szybszy. Wówczas kupcy zaczęli sprowadzać także produkty o krótkiej dacie przydatności takie jak świeże winogrona z południa Europy czy pasztety ze Strasburga. Z kolei po otwarciu Kolei Petersburskiej w 1861 r. zaczęto importować towary z terenów Cesarstwa Rosyjskiego.
Na wigilijnych stołach królowały przede wszystkim ryby. Jadano szczupaki, okonie, liny, karpie i śledzie w różnych zalewach. Były one smażone, duszone, pieczone, nadziewane, w sosie i w galarecie. Dodawano do nich także jajka na twardo i duszoną kapustę. Popularne były także minogi. Już wówczas podawano także kompot z suszu, który do dziś gości na polskich stołach, nie jadano natomiast kutii, gdyż to danie pochodzące ze wschodu.
To oczywiście zwyczaje zamożnej części społeczeństwa. Biedniejsi mieszkańcy stolicy w święta jedli mniej spektakularnie. Na ich stołach pojawiały się kluski z makiem, kapusta z grzybami lub grochem i śledzie. Dania przyprawiali ziołami.
25 grudnia nie obowiązywał post, dlatego w bogatych domostwach zajadano się wówczas nadziewanym indykiem lub zającem z melonem. Pojawiały się także ciasta takie jak piernik, a przed rozpoczęciem wieczerzy wszyscy jej uczestnicy dzielili się opłatkiem. Obowiązkowe było też zostawienie jednego wolnego miejsca, przypominało ono o zmarłych członkach rodziny.
Czy w XIX wieku w Warszawie ubierano choinkę?
Niegdyś w Warszawie podczas świąt nad wigilijnym stołem wieszano wykonaną z opłatka gwiazdę. Do XIX wieku w rogu pokoju stawiano też snopek zboża, jednak w tym czasie z Niemiec dotarł do Polski zwyczaj dekorowania domu choinką. W Warszawie przyjął się on bardzo szybko i wyparł snopek. Z kolei na wsiach domy sianem dekorowano jeszcze do 1870 roku. Co dziś może zaskakiwać, początkowo choinkę zawieszano pod sufitem, a dopiero po czasie zaczęto stawiać ją na podłodze. Dekorowano ją ozdobami z papieru i owoców. W mieście zaczęły pojawiać się stoiska, na których można było zakupić świąteczne drzewka. Najchętniej kupowano je na Rynku Starego Miasta i na placu Saskim.
Jak obchodzono Boże Narodzenie w XIX wieku w Warszawie?
Jednym ze zwyczajów, który praktykowano wówczas w Warszawie były tzw. ewangieliczki. Studenci i uczniowie chodzili po domach, czytając fragmenty Ewangelii, a następnie prosili o drobne wynagrodzenie od mieszkańców. Podobnie jak dziś po wigilii odpakowywano prezenty. Wręczał je święty Mikołaj, choć nie taki, jakiego znamy dziś, a przebrany za biskupa. Obowiązkowo trzeba było także wybrać się na pasterkę oraz na poranną mszę. Z kolei w drugim dniu świąt warszawiacy szli na nabożeństwo, po którym obrzucali kapłana owsem. Miało to upamiętniać ukamieniowanie patrona tego dnia, czyli św. Szczepana. Zwyczaju zakazano jednak w latach 30. XIX wieku, gdyż niektórzy zamiast zboża rzeczywiście używali prawdziwych kamieni...
Po warszawskich domach chodzili kolędnicy, często byli to chłopcy z Powiśla, którzy byli poprzebierani za różne osoby. Zdarzało się, że występowali w stroju króla Jana III Sobieskiego. Czas bożonarodzeniowy w XIX wieku był traktowany jako okres magiczny. Oznaczało to, że jeśli dana osoba wypełniła określone reguły, to mogła liczyć na szczęście w kolejnym roku. A jakie były to zasady? Potrawy musiały być przygotowane z konkretnych składników, przy stole musiała być nieparzysta liczba miejsc, a na stole dań, trzeba było także obrzucić kapłana owsem. Panował też zwyczaj zwany "migdałowy król". Zostawał nim ten, kto w święto Trzech Króli znalazł w swoim pierniku migdał, wcześniej ukryty tam przez kucharkę. Jeśli padało na kobietę, oznaczało to, że wkrótce wyjdzie ona za mąż.
Ceny karpia na bazarach w Warszawie szokują