Zastawił wyjazd, strażacy nie mogli ruszyć na akcję ratunkową
Zdarzenie, do którego doszło w minioną niedzielę w Magnuszewie, opisał szerzej warszawski "Super Express". Strażacy z OSP zostali wówczas wezwani do pobliskiego Mniszewa, gdzie tonął mężczyzna. Choć zjawili się pod remizą od razu po alarmie, ich wyjazd na akcję ratunkową niespodziewanie się opóźnił. Wszystko przez to, że wyjazd z garażu z łodzią był zastawiony przez osobową skodę, której właściciel miał zostawić samochód i pójść do kościoła.
Strażacy nie czekali i od razu zaczęli własnymi siłami przesuwać auto. Gdy udało im się to zrobić, ruszyli na miejsce ze zgłoszenia. Niestety, życia mężczyzny, do którego zostali wezwani, nie udało się uratować. Obecnie badaniem całego zajścia zajmuje się lokalna policja.
Czytaj również: Dziecko potrącone przez mężczyznę na hulajnodze. Policja apeluje o pomoc
Sprawą zajmuje się kozienicka policja
– Sprawa jest nam znana, prowadzimy postępowanie. Ustaliliśmy właściciela samochodu, trwa ustalanie osoby, która nim tego dnia kierowała. Wobec sprawcy zostaną wyciągnięte konsekwencje - przekazała w rozmowie z "Super Expressem" mł. asp. Ewelina Kostrzewa z Komendy Powiatowej Policji w Kozienicach.
Funkcjonariuszka dodała, że sprawa auta, które zastawiło wyjście, nie jest na razie łączona ze sprawą utonięcia. Nie wiadomo bowiem, czy do śmierci mężczyzny bezpośrednio przyczyniło się opisane opóźnienie. - Ofiara była reanimowana przez świadków przed przybyciem służb, więc trudno powiedzieć, czy opóźnienie wyjazdu z remizy miało wpływ na śmierć 35-latka. To postępowanie jest prowadzone przez prokuraturę - zaznaczyła mundurowa.
Pożar w garażu podziemnym w bloku w Ząbkach (24.08.2025) - zobacz zdjęcia:
