„Wracaj do swojego kraju”. Agresja wobec Ukrainki w autobusie
W sobotę 20 września około godziny 13 doszło do szokującego zdarzenia w warszawskim autobusie linii 190. Wypełniony pasażerami autobus linii 190 jechał w kierunku centrum handlowego w Markach. Wśród podróżnych był mężczyzna bez koszulki, który od samego początku zachowywał się agresywnie. Jego celem stała się starsza kobieta narodowości ukraińskiej, w której kierunku rzucał obelgi. Agresja słowna przybierała na sile, a nikt z otoczenia nie reagował.
Według relacji Zenobii Żaczek, słowa napastnika były przepełnione nienawiścią na tle narodowościowym. – Wykrzykiwał coś o „banderowcach”, o Wołyniu, kazał kobiecie natychmiast opuścić Polskę. Robił to głośno, bez żadnych hamulców – powiedziała działaczka "Super Expressowi". Mimo że w autobusie panował tłok, nikt nie zwrócił mężczyźnie uwagi.
– Nie mogłam dłużej tego słuchać. Wstałam i powiedziałam mu wprost, że jego zachowanie jest skandaliczne i że nie reprezentuje Polaków. Poprosiłam go, żeby przestał – wspomina Żaczek. To tylko zaogniło sytuację. Agresor skierował swoją złość na aktywistkę. Gdy jej partnerka wyjęła telefon, by nagrać zajście, mężczyzna rzucił się na nią. Wtedy Zenobia Żaczek stanęła w jej obronie. – Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Podbiegł i uderzył mnie z tak zwanej „główki” w twarz. Poczułam ból, a z nosa natychmiast poleciała krew – relacjonuje.
Obojętność pasażerów. „Wszyscy patrzyli w telefony”
Najbardziej szokująca, obok samego ataku, była całkowita bierność współpasażerów. – Stał obok nas mężczyzna, który mógł bez problemu zablokować agresora. Ale nie zrobił nic, tylko się gapił. Reszta udawała, że nic się nie dzieje – mówi z goryczą Żaczek. Gdy autobus zatrzymał się na przystanku, partnerka aktywistki wypchnęła napastnika na zewnątrz, uniemożliwiając mu powrót do pojazdu.
Poszkodowana nie zgłosiła sprawy na policję. Jak tłumaczy, nie ma zaufania do organów ścigania i obawia się, że zostałaby obarczona winą za sprowokowanie sytuacji. Zamiast tego opisała incydent w mediach społecznościowych, co wywołało lawinę komentarzy. Internauci chwalili jej odwagę, jednocześnie krytykując znieczulicę społeczną. „Jak ktoś atakuje słabszego, to grupowa akcja neutralizuje takich buraków skutecznie” – napisała jedna z użytkowniczek.
Na szczęście obrażenia działaczki nie okazały się poważne. Incydent stanowi jednak gorzki obraz obojętności i pokazuje, jak łatwo nienawiść może eskalować w fizyczną przemoc, gdy brakuje społecznej reakcji.