- W Ząbkach pod Warszawą doszło do pożaru budynku mieszkalnego, który pozbawił dachu nad głową około 500 osób.
- Mieszkańcy opowiadają o dramatycznych chwilach, szybkiej ewakuacji i poszukiwaniach zaginionych zwierząt.
- Sprawdź, kiedy poszkodowani będą mogli wrócić do domów i na jaką pomoc mogą liczyć.
Mieszkańcy spalonego budynku z Ząbek opowiadają o swoim dramacie
Reporterzy "Super Expressu" i Radia Eska dotarli do ludzi poszkodowanych w czwartkowym pożarze budynku mieszkalnego w Ząbkach pod Warszawą. Choć w zdarzeniu nikt nie zginął, a jedynie kilka osób podtruło się lekko dymem to sytuacja jest bardzo poważna, bo około 500 mieszkańców obiektu zostało bez dachu nad głową.
Pan Józek, mieszkaniec Ząbek nie krył swojego przerażenia w rozmowie z "SE": - Mieszkamy tu od dwóch lat. Taka tragedia... Tak szybko ten pożar się rozprzestrzenił. Nie zdziwię się jak budynek pójdzie do rozbiórki. Akurat w metrze pracuję. Tu się pali, tam się pali. Co tu się dzieje? Nie do opisania - mówi mężczyzna.
Pani Krystyna, również mieszkająca w bloku podzieliła się swoją relację z chwili wybuchu pożaru: - Ten ogień poszedł piorunem! W ostatniej chwili zdążyłam zjechać windą i stałam na parterze, gdy się zaczęło. Po chwili nas przegonili. O 3 nad ranem jeszcze był ogień w mieszkaniach - relacjonuje kobieta.
- Wyszliśmy tak jak staliśmy, córka nawet bez butów. Mąż wziął córkę pod pachę (...) Nadal jesteśmy w szoku, nadal nie do końca do nas dociera to się wydarzyło - mówi pani Nikolett mieszkająca w budynku w rozmowie z reporterem Radia Eska, zaznaczając, że jej rodzina otrzymała ogrom wsparcia od rodziny i znajomych.
Pan Leszek, który przybył na miejsce zdarzenia krótko po wybuchu pożaru, był wstrząśnięty tym, co zobaczył: - Byłem na miejscu dziesięć minut po wybuchu pożaru. Połowa budynku już płonęła. Straszny wiatr się zerwał - opowiada świadek dramatycznych chwil z czwartku.
Chwilę wybuchu pożaru wokół budynku zebrał się tłum ludzi, część z nich stanowili mieszkańcy, część okoliczni mieszkańcy zszokowani rozmiarem tej tragedii.
- Widzimy osoby, które stoją na chodniku płaczą. Jestem bardzo poruszona - relacjonowała jedna z kobiet w czasie trwania pożaru reporterowi Radia Eska.
Zaginione zwierzaki
Choć według oficjalnych komunikatów służb w pożarze nie ucierpiał żaden człowiek, ani zwierzę, część mieszkańców bloku przy ul. Powstańców nadal poszukuje swoich czworonożnych przyjaciół.
"Jakby ktoś widział tego kota proszę dać znać ma rudy ogon i rudą plamkę na grzbiecie. Nie wiem co po dzisiejszym się z nim dzieje. Uciekł z transportera. Może kręcić się po patio w 62 lub pod tym co zostało z bloku" - napisała zrozpaczona internautka w jednym z komunikatów w social media.
Kolejna kobieta apeluje, publikując zdjęcie czarnej kotki: "Ja też szukam swoją kotkę, może udało się jej przeżyć, jakby ktoś coś proszę o info".
Kiedy mieszkańcy Ząbek będą mogli wrócić do domów?
Pożar doszczętnie spalił dach i mieszkania znajdujące się na czwartym piętrze, a pozostałe lokale są w złym stanie technicznym - uszkodzone przez ogień i wodę używaną przez strażaków w wielkich ilościach do gaszenia pogorzeliska.
Pożar w Ząbkach dotknął ponad dwieście lokali, co oznacza, że ponad pięćset osób straciło swoje domy. Wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski poinformował, że niestety te osoby szybko do mieszkań nie wrócą. Na miejscu pracuje powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, który będzie oceniał zniszczenia budynku.
Wojewoda Mariusz Frankowski zapewnił, że poszkodowani w pożarze mogą liczyć na wsparcie finansowe. Standardowa pomoc doraźna wynosi 8 tys. zł. W zależności od skali zniszczeń, możliwe jest uruchomienie dalszych środków finansowych.
Przy szkole podstawowej przy ul. Kościelnej działa również specjalny punkt pomocy dedykowany pogorzelcom.
Współpraca: Piotr Lis, Super Express
Pożar w Ząbkach - zobacz zdjęcia z miejsca zdarzenia: