Sytuacja jest na tyle niebezpieczna, że lotniska na całym świecie wprowadzają specjalne środki bezpieczeństwa. Dołączyły do nich także polskie porty lotnicze. Wszyscy pasażerowie przylatujący do Polski z Chin muszą wypełnić tzw. Karty Lokalizacyjne Pasażera. Sytuację monitoruje Główny Inspektorat Sanitarny.
- Podają swój adres, gdzie będą przebywać przez najbliższe dwa tygodnie, bo to jest ten czas, kiedy - zdaniem ekspertów - trwa wylęganie tego wirusa. Wówczas będą objęci takim nadzorem. Ktoś się będzie z nimi kontaktował, czy nic się nie dzieje - wyjaśnia Jan Bondar z GIS-u.
Gdyby u kogoś zauważono objawy choroby, od razu zostanie skierowany do personelu medycznego.
- Na pewno też będziemy przygotowywać bardziej szczegółowe wytyczne dla personelu medycznego. Bo to właśnie ta grupa jest najbardziej zagrożona, a nie przeciętny obywatel naszego kraju - dodaje Bodnar.
Co więcej, personel pokładowy na liniach z Chin ma obserwować pasażerów, czy nie mają objawów grypy lub zapalenia płuc. Jeśli zajdzie taka potrzeba, po wylądowaniu samolotu pasażerami zajmą się lekarze.
Ministerstwo Zdrowia na tę chwilę twierdzi, że w związku z wirusem z Chin nie ma zagrożenia epidemiologicznego dla Polski.