Wysoka kara za małe rabatki przy kamienicy
Pani Sylwia z Mokotowa aktywnie działa na rzecz zazieleniania Warszawy. Prowadzi facebookową stronę "Zieleń zamiast betonu", składa też projekty do budżetu obywatelskiego pod tym samym hasłem. Dodatkowo, przy kamienicy, w której mieszka, stworzyła niewielki ogródek fasadowy. Między otworami doświetlającymi okna od piwnicy pojawiły się małe rabatki, które sprowadziły na autorkę pomysłu niemałe kłopoty. Nałożono na nią bowiem karę wysokości tysiąca złotych z odsetkami i upomnieniem za - jak przekazała - "zajęcie pasa ruchu, wygrodzenie pod rabaty kwiatowe".
Sam ogródek kwitnie już natomiast trzeci sezon. - W pierwszej fazie zostały zrobione drobne nasadzenia dookoła portalu przy wejściu, a potem sukcesywnie szłam dalej, patrząc, że właściwie jest taki pasek chodnika, który jest niewykorzystany. [...] Wiedziałam, że tego typu rozwiązania są bardzo promowane przez holenderskie miasta i zresztą zainspirowałam się tymi rozwiązaniami. Obejrzałam filmik instruktażowy, jak to trzeba zrobić dobrze - opowiedziała w rozmowie z reporterem Radia ESKA pani Sylwia.
Jak dodała, problemy z ogródkiem zaczęły się na początku 2024 r., kiedy otrzymała pismo z Urzędu Dzielnicy Mokotów. Wezwano ją w nim do przywrócenia stanu pierwotnego, czyli - w rzeczywistości - likwidacji rabat. - Umówiłam się na spotkanie z paniami urzędniczkami, które skierowały do mnie pismo i przygotowałam się do tego spotkania, przygotowałam materiały, publikacje [...], mówiące o tym, że ogródki fasadowe to jest rozwiązanie rekomendowane, przeciwdziałające zmianom klimatu, obniżające temperaturę, retencjonujące wodę, zwiększające bioróżnorodność, a przy okazji poprawiające estetykę miejską. Przyniosłam nawet broszurę, którą przygotowało samo miasto Warszawa a propos rewitalizacji Pragi, gdzie tego typu rozwiązanie jest nawet rekomendowane. Żaden argument nie trafiał - opowiedziała rozmówczyni reportera Radia ESKA.
Pani Sylwia spotkała się również z naczelnikiem Wydziału Ochrony Środowiska, który polecił jej, aby złożyła wniosek o legalizację ogródka. Dokument nie został jednak rozpatrzony ze względu na braki formalne. - W końcu, latem dostałam odpowiedź, że powinnam złożyć wniosek zawierający odpowiednie załączniki przewidziane prawem. Próbowałam się dowiedzieć, co to za wniosek. Po długiej wymianie mailowej otrzymałam formularz wniosku o zajęcie pasa drogowego wraz z przygotowaną stałą organizacją ruchu zatwierdzoną przez organ nadzoru, plany zagospodarowania terenu i uzgodnienia ze wszystkimi jednostkami. Próbowałam wyjaśnić, że nie chodzi mi o zajęcie pasa, [...] tylko o to, żeby zalegalizować to, co jest. Mój wniosek nie został już rozpatrzony. Bodajże 25 października dostałam pismo informujące mnie o tym, że postępowanie zostało zakończone, a decyzja podtrzymana - opowiedziała.
"Nie zamierzam likwidować tego ogródka"
Mieszkanka Mokotowa zaznaczyła, że będzie musiała zapłacić nałożoną na nią karę. Nie chce jednak likwidować ogródka i liczy na spokojną rozmowę z urzędnikami o zaistniałej sytuacji. - Kiedy wreszcie usiądziemy przy jednym stole i porozmawiamy po partnersku, a nie z pozycji siły, bo wtedy, kiedy przyszłam po raz pierwszy do wydziału, to czułam się po prostu jak mały petent w opresyjnym państwie. Tam nie było dialogu. Porozmawiamy, co z tym dalej zrobić, bo ten ogródek nie przynosi nikomu żadnej straty, nie jest niebezpieczny, przynosi same pozytywy - zaznaczyła.
Dodała przy tym, że "na mapach oficjalnych, geodezyjnych miasta widnieje zieleniec na chodniku, bardzo blisko usytuowany do tego, co aktualnie jest zrobione". - Mniej więcej na przełomie wieków ten zieleniec został zlikwidowany przez Urząd Dzielnicy Mokotów, zamieniony na kostkę, ale nikt w Urzędzie Dzielnicy nie jest w stanie mi przesłać decyzji ani argumentów stojących za likwidacją tego zieleńca. Ja też argumentowałam moją pracę tym, że to jest niejako odtworzenie stanu pierwotnego, tyle tylko, że to nie jest tak, że zawężam chodnik, tylko zrobione troszeczkę obok, tak żeby nie przeszkadzać. Próbowałam nawet złożyć odtworzenie tego zieleńca jako część mojego projektu do budżetu obywatelskiego, ale został odrzucony przez Wydział Infrastruktury z uwagi na to, że wówczas chodnik będzie tak zawężony, że nie będzie można na nim parkować samochodów - powiedziała.
Pani Sylwia dodała, większość mieszkających w okolicy osób chwali jej pomysł i oferuje pomoc przy pielęgnacji ogródka. Jednocześnie urzędników o problemie z zielenią miała poinformować jedna z jej sąsiadek. Teraz kobieta ma nadzieję, że cała sytuacja stanie się punktem otwierającym dyskusję na temat wsparcia miasta dla oddolnych, zielonych inicjatyw mieszkańców. - [...] Nie zamierzam likwidować tego ogródka, bo włożyłam w to bardzo dużo pracy. Liczę na dialog i liczę na wypracowanie jakiegoś rozwiązania, które będzie satysfakcjonowało obie strony - podkreśliła.
Odpowiedź z mokotowskiego ratusza
Reporter Radia ESKA skontaktował się w sprawie z Urzędem Dzielnicy Mokotów. Rzecznik Tomasz Keller przekazał, że sprawą rabat pani Sylwii zajęto się po zgłoszeniu od mieszkańca. Przeprowadzona kontrola miała wykazać, iż nasadzenia roślin przy jednoczesnym rozebraniu części chodnika bez zgody zarządcy drogi podlegają karze finansowej. Przedstawiciel ratusza zaznaczył też, że negatywną opinię wyraziło Biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków. Proponowane przez panią Sylwię rozwiązanie, czyli rozpłytowanie chodnika przy elewacji budynku, ma być bowiem ahistoryczne dla obszaru Starego Mokotowa i północnej części Wierzbna.
Współpraca: Tomasz Ślęzak