W czwartek, 14 listopada Łukasz Ż. został przekazany polskim służbom. Mężczyzna wrócił do kraju na podstawie zgody niemieckiego sądu - w ramach procedury ENA.
Przypomnijmy, że Ż. jest podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Volkswagen arteon, za którego kierownicą najprawdopodobniej siedział, najechał na tył forda, który następnie uderzył w barierki energochłonne. Fordem podróżowała czteroosobowa rodzina. W zderzeniu zginął 37-letni pasażer tego auta. Do szpitala trafiły też trzy osoby podróżujące fordem: kierująca 37-letnia kobieta i dzieci w wieku czterech i ośmiu lat. Pod opiekę lekarzy przewieziono również kobietę z volkswagena.
Czytaj również: Nocny wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Nie żyje pasażer, cztery osoby w szpitalu
Łukasz Ż. jest już w areszcie na Białołęce
Jeszcze w czwartek, w godzinach wieczornych "Super Express" poinformował, że Ż. został skutecznie przetransportowany do aresztu na warszawskiej Białołęce, w którym spędzi noc. "[...] w piątek rano (15 listopada) będzie musiał stawić się przed Prokuraturą Rejonową Warszawa-Śródmieście, gdzie zostanie przesłuchany i, jak zapowiedziała prokuratura, najprawdopodobniej usłyszy zarzuty" - dodała redakcja.
Rodzina mężczyzny, który stracił życie w wypadku na Trasie Łazienkowskiej, ma nadzieję, że Ż. poniesie surowe konsekwencje. - Jedzie taki pirat i nic sobie nie robi z życia drugiego człowieka. Niszczy komuś rodzinę, zabiera ojca dzieciom. Życie zamienia w koszmar, powoduje rozpacz i ból. [...] Za spowodowanie śmiertelnego wypadku, ucieczkę z wypadku, nieudzielenie pomocy, ukrywanie się zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce. Mojemu synowi nie wróci to życia, ale może uratuje innych - powiedziała w rozmowie z reporterem "Uwagi!" TVN matka zmarłego 37-latka.