Poszukiwania przez policję, strach i brak pomocy. Tak wygląda w skrócie historia pani Katarzyny z Warszawy, która zachorowała we wrześniu na COVID-19. Zaczęło się od zapalenia zatok. Po dłuższej obserwacji mieszkanka stolicy stwierdziła jednak, że warto przebadać się na koronawirusa.
Badanie wykonałam prywatnie, bo nie miałam 3 z 4 objawów kwalifikujących mnie do państwowego testu: nie miałam kaszlu, gorączki i duszności, odesłano by mnie z kwitkiem. Na wyniku jest informacja, że przekażą mój wynik do Sanepidu. - opisuje pani Katarzyna.
Test, który wykonała prywatnie, był pozytywny więc ostrzegła wszystkich, którzy mieli z nią kontakt i rozpoczęła kwarantannę. Chociaż ona pragnęła pomóc komu mogła, to niewiele pomocy otrzymała.
8 dni zajęła mi walka o wpisanie do systemu, który kontroluje czy stosuje się do zasad izolacji. Do systemu, na którym to nie mnie powinno zależeć. Ja siedzę grzecznie w domu. System ten ma działać na takich, którzy izolację czy kwarantannę mają w głębokim poważaniu. 8 dni mogłam chodzić po mieście całkowicie legalnie, mając za straszak tylko swoje sumienie. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach dla wielu, to wystarczający nadzorca.
Całą wstrząsającą historię pani Katarzyny możecie przeczytać poniżej.