Co wyniknie ze spotkania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem?
W piątek, 15 sierpnia oczy całego świata zwrócone będą na amerykańską Alaskę, gdzie spotkają się ze sobą przywódcy USA i Rosji: Donald Trump i Władimir Putin. Ten pierwszy jeszcze w kampanii wyborczej obiecywał, że zakończy wojnę na Ukrainie w jeden dzień, ale nic takiego się nie wydarzyło. Mimo wielu prób, telefonicznych rozmów i nacisków, po ponad pół roku drugiej kadencji Trumpa wojna za wschodnią granicą NATO trwa i wciąż giną ludzie - zarówno wojskowi i cywile.
Szczyt na Alasce ma być szansą na zakończenie tej rzezi i zawarcie trwałego pokoju na Ukrainie. Tyle, że pojawiają się głosy iż może to się odbyć na zasadzie podziału wpływów przez dwa mocarstwa kosztem mniejszych państw. Eksperci i politycy obawiają się, że Trump może ulec Putinowi i zgodzić się na jego warunki, co może mieć katastrofalne skutki dla przyszłości nie tylko Ukrainy, ale też Europy i całego świata.
Wiele osób - w tym m.in. główny komentator spraw zagranicznych "Financial Timesa" Gideon Rachman - przywołuje casus szczytu w Monachium w 1938 roku, kiedy to liderzy Wielkiej Brytanii i Francji - przy nieobecności zainteresowanej strony, czyli Czechosłowacji - zgodzili się na ustępstwa terytorialne wobec Hitlera, licząc, że to zaspokoi apetyt wodza III Rzeszy i zapewni pokój dla kontynentu. Efekt? Rok później Hitler napadł na Polskę i rozpętała się największa wojna w dziejach ludzkości.
Również szczyty tzw. Wielkiej Trójki - a zwłaszcza ten w Jałcie zimą 1945 roku - uznaje się m.in. w Polsce za symbol zdrady. To wówczas nasz kraj i inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej zostały "przekazane" przez zachodnich partnerów (USA i Wielką Brytanię) pod opiekę Józefowi Stalinowi i ZSRR. W efekcie przez kolejne blisko pół wieku nad częścią Europy zapadła żelazna kurtyna, a świat podzielił się na dwa bloki (zachodni i komunistyczny), które trwały w ciągłym napięciu z realną groźbą wybuchu wojny atomowej.
Niektórzy wieszczą, że zbliżony los spotka Ukrainę, którą Trump potraktuje jako przedmiot, a nie podmiot i zgodzi się ją w pewnym wymiarze oddać Putinowi, aby tylko ogłosić personalny sukces, czyli (pozorny) pokój i koniec wojny. Nie trzeba być ekspertem od historii, by wiedzieć, że taka strategia może mieć fatalne skutki - jest bardzo prawdopodobne, że Putin w takim przypadku poczuje, że wygrał i w nieodległej przyszłości zdecyduje się na kolejny atak na Ukrainę lub ruszy dalej - np. na kraje bałtyckie, widząc, że imperialna polityka przynosi skutki.
Czy obawy są uzasadnione?
"Drugie Monachium", "druga Jałta", "Trump rozegrany przez Putina" - czarnych scenariuszy wokół szczytu Trump-Putin jest wiele, ale są też głosy zwolenników rozmów amerykańskiego prezydenta z rosyjskim dyktatorem.
Zwracają one uwagę, że na Ukrainie de facto od ponad trzech lat trwa wojenny impas, a poprzednia administracja USA i kraje Zachodu nie miały realnego pomysłu, jak skończyć tę wojnę. Dotychczasowe dostawy broni i sprzętu pozwoliły Ukraińcom zatrzymać pochód Rosji, ale nie przyniosły realnych szans na odbicie chociażby części zagrabionych przez okupanta terytoriów. Co gorsza, wojska Putina nadal - powoli, ale sukcesywnie - posuwają się wgłąb Ukrainy.
Jeśli taki stan rzeczy będzie trwał nadal, w przyszłości może dojść do załamania frontu i jeszcze większej katastrofy niż ewentualne skutki szczytu Trump-Putin (trudno sobie nawet wyobrazić np. oblężenie Kijowa przez armię rosyjską i krwawą walkę w mieście, albo dalszą ofensywę wojsk Putina aż na zachód Ukrainy, do Lwowa i pod granicę Polski).
Mówiąc wprost - bez pomocy w postaci żołnierzy NATO - Ukraina ma tylko teoretyczne szanse na odzyskanie okupowanych przez najeźdźcę ziem. A przecież odbicie ich pozostaje podstawą ukraińskiej polityki i najważniejszym warunkiem Kijowa, czemu zresztą trudno się dziwić. Jednak żołnierze NATO na Ukrainę nie wkroczą, bo to oznaczałoby III wojnę światową. Zatem: impas.
Krytycy spotkania Trump-Putin wskazują też, że na spotkanie nie został zaproszony prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, ani przywódcy europejscy, co tym bardziej podsyca oskarżenie o zdradę i rozmowy "ponad głowami" najbardziej zainteresowanych stron. Faktem jest jednak, że Trump tuż przed spotkaniem z Putinem odbył szczyt również z liderami Europy i Zełenskim, konsultując z nimi swoje stanowisko. Zapowiedział też, że jeśli pierwszy szczyt z Putinem przyniesie realny krok naprzód w drodze do pokoju, na drugie spotkanie zaprosi lidera Ukrainy.
Nie można powiedzieć, że Trump faworyzuje którąś ze stron i jest wielbicielem Putina - jak sugerują niektóre zachodnie media. Warto zwrócić uwagę na niedawne, bardzo ostre wypowiedzi i groźby wobec prezydenta Rosji. Choć oczywiście w pamięci jest też lutowe starcie z Wołodymyrem Zełenskim w Gabinecie Owalnym i niepochlebne wypowiedzi o tym polityku. To wszystko wskazuje na przyjętą przez Trumpa strategię, w której negocjator - mając do czynienia z dwoma zapalczywymi stronami twardo stojącymi na swoich stanowiskach - na zmianę karci każdą z nich, próbując zbić ich pozycję negocjacyjną i doprowadzić do kompromisu.
Trump zdaje sobie bowiem sprawę, że w obecnej sytuacji militarnej nie jest możliwe, ani uznanie warunków Rosji (m.in. legalizacja przyłączenia okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji, czy zobowiązanie Ukrainy, że nie stanie się nigdy częścią NATO), ani Ukrainy (wycofanie wojsk Putina ze wszystkich okupowanych terytoriów i zgoda na podążanie Ukrainy własną, suwerenną drogą - w tym dołączenie do NATO). Jeśli chce się zakończyć wojnę na tym etapie, konieczny jest jakiś kompromis, porozumienie w myśl idei "środka", które nie będzie w pełni zadowalające ani dla jednej, ani dla drugiej strony.
Różne drogi do pokoju
Jedno jest pewne - Donald Trump, jak wszyscy ludzie dobrej woli, chce pokoju na Ukrainie i zakończenia przerażającej, bezsensownej wojny, w której zginęło już kilkaset tysięcy ludzi. Jednak dróg do pokoju jest wiele, a część z nich to tzw. pokój pozorny, który w przyszłości zaowocuje jeszcze większą wojną.
Miejmy nadzieję, że przywódca USA rozważnie podejdzie do tej sprawy, nie da się zwieść Putinowi i wybierze jeden z tych lepszych scenariuszy, a przede wszystkim - nim uściśnie dłoń Putina, mówiąc: "deal" - przedstawi warunki parterom na Ukrainie i w Europie i uwzględni ich stanowisko. Dzięki temu uniknie wpisania się w panteon polityków spod znaku Monachium 1938 i nie zepchnie świata na krawędź globalnego konfliktu.
Ukraina. Trzy ofiary śmiertelne nocnego ataku Rosjan na Kijów. Zginęło 5-letnie dziecko: