Od przerwy na papierosa do utraconego lotu
Podróżni przyjechali na lotnisko z dużym zapasem czasu, odprawili się online, przeszli kontrolę bezpieczeństwa i czekali w strefie odlotów. Wiedząc o opóźnieniu samolotu, postanowili skorzystać z palarni znajdującej się kilka kroków od bramki, z której miał odbywać się boarding.
Chwilę po wejściu drzwi się za nimi zamknęły i... przestały reagować. Pasażerowie naciskali przycisk otwierania, próbowali delikatnie rozsunąć drzwi i zwrócić uwagę osób z zewnątrz - bez skutku. Z wnętrza palarni mogli tylko obserwować, jak kolejni podróżni ustawiają się do wejścia na pokład ich samolotu. Poza parą w środku znajdował się jeszcze jeden pasażer, który również wybierał się tym samym lotem do Londynu.
Czas mijał, samolot odleciał
Cała sytuacja trwała ostatecznie kilkadziesiąt minut. Mimo że kabina znajdowała się niedaleko gate'u, nikt miał nie zareagować na problem podróżnych. Wkrótce na ratunek przybył ochroniarz, jednak samolot zdążył już odlecieć. Zamiast polecieć Londynu, para pasażerów musiała więc wrócić do swoich domów.
Odnosząc się do zdarzenia, Polskie Porty Lotnicze przekazały, że doszło do usterki powodowanej chwilowym brakiem zasilania. Jednocześnie zasugerowały, iż sytuację mogło pogorszyć użycie przez podróżnych zbyt dużej siły podczas próby otwarcia drzwi. Pasażerowie ostatecznie otrzymali przeprosiny i zwrot kosztów w wysokości ok. 600 zł.
"Z uwagi na fakt, iż sytuacja nie była wynikiem zaniedbania po stronie portu, a wszelkie procedury serwisowe były dochowane, nie stwierdzono podstaw do wypłaty zadośćuczynienia" - dodało cytowane przez "Gazetę Wyborczą" biuro prasowe PPL.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Osiedle Dudziarska w Warszawie (grudzień 2025) - zobacz zdjęcia: