ZOO w Warszawie zabezpiecza się przed pryszczycą
W połowie kwietnia informowaliśmy już o pierwszych środkach ostrożności, na które - w związku z ryzykiem pryszczycy - zdecydowało się Warszawskie ZOO. Wówczas przedstawiciele ogrodu poinformowali, że na wejściu pojawiły się maty dezynfekcyjne - wszyscy odwiedzający muszą obowiązkowo przez nie przejść. Do tego goście zostali poproszeni o niewchodzenie na tereny ogrodzone, nienawiązywanie kontaktu fizycznego ze zwierzętami oraz powstrzymanie się od ich karmienia. Poza tym zdecydowano o zwiększeniu dystansu od mieszkańców ZOO i dezynfekcji wszystkich narzędzi oraz pojazdów wjeżdżających na teren.
Niecałe dwa tygodnie później władze ogrodu postanowiły pójść ze środkami bezpieczeństwa jeszcze dalej. Do odwołania zamknięto pawilon Żyrafiarni oraz arenę Słoniarni. Odwiedzający mogą wypatrywać zamieszkujących je zwierząt jedynie na wybiegach zewnętrznych.
Dyrektor Warszawskiego ZOO o zagrożeniu pryszczycą
O tym, jakie szkody mogłaby wyrządzić pryszczyca nie tylko w Warszawskim ZOO, ale w całej Polsce, reporter Radia ESKA rozmawiał w połowie kwietnia z dyrektorem ogrodu Andrzejem Kruszewiczem. Ekspert podkreślił wówczas, że "ryzyko jest bardzo poważne, bo i choroba jest poważna".
- Dla zwierząt kopytnych, parzystokopytnych jest to choroba śmiertelna. [...] Bardzo łatwo jest tego wirusa przenieść. Rozprzestrzenia się także z wiatrem, na rękach, na ubraniu, w związku z czym ryzyko jest ogromne. Oczywiście, gdyby to wystąpiło na skalę masową w kraju, straty gospodarcze będą liczone nie w miliardach, a w bilionach. Natomiast straty w przyrodzie będą nie do odtworzenia - podkreślił, zwracając w tym kontekście uwagę chociażby na potencjalną sytuację żubrów.
Aby zabezpieczyć cenne gatunki zwierząt w ZOO, jak już wspomnieliśmy, władze ogrodu zdecydowały o prowadzeniu mat dezynfekcyjnych. Ich zdobycie nie było jednak łatwe - na zamówienie czeka się nawet parę tygodni. - My zrobiliśmy te maty na szybko, oczywiście coś tam zamówiliśmy. [...] Maty są rozłożone na wjeździe, bo przyjeżdżają gospodarze z okolicy, przywożą nam siano, słomę, wywożą obornik. Chodzi o to, żeby sobie nie przywlec tej choroby. Gdzieś komuś może się pojawić, ktoś może nawet nie wiedzieć, nie rozpoznać - podkreślił.
Jak dodał, w okolicy ZOO nie ma na szczęście dużych ferm bydła. - Ale są dziki, które przychodzą pod same wrota, pod samo biuro, dziki mogą coś przywlec. [...] Bądźmy dobrej myśli, że nasze służby weterynaryjne obudziły się rzeczywiście z wielkim wigorem do zwalczania tej choroby, bo rozumieją powagę sytuacji. Ogrody zoologiczne też to rozumieją, więc przystąpiły do robienia takich właśnie zabezpieczeń. No i tu prośba do zwiedzających o wyrozumiałość - zaznaczył Kruszewicz.
Dyrektor ZOO podkreślił też, że pracownicy ogrodu na bieżąco śledzą wszystkie raporty dotyczące sytuacji związanej z pryszczycą. - Będziemy modyfikować nasze działania w zależności od rozwoju sytuacji. Bądźmy dobrej myśli - dodał.
Przypomnijmy, że według komunikatu Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z 23 kwietnia na terenie Polski nie stwierdzono przypadków pryszczycy i nie ma podejrzeń ws. ewentualnego wystąpienia tej choroby. Niezmiennie w kraju prowadzone są jednak kompleksowe działania prewencyjne, które mają pomóc w uniknięciu ewentualnej transmisji wirusa.
Współpraca: Tomasz Ślęzak
Pisklę pary kulonów w Warszawskim ZOO - zobacz zdjęcia: