Karetka - zdjęcie ilustracyjne

i

Autor: Pixabay.com

Z regionu

Zwłoki kobiety leżały na dworze przez dwie godziny? Szok w Makowie Mazowieckim, starosta wydał komunikat

2025-03-10 21:01

W minioną sobotę na ulicy w Makowie Mazowieckim zmarła kobieta. Media społecznościowe obiegła wówczas informacja, iż służby miały jedynie prowizorycznie zabezpieczyć jej ciało i... odjechać. Przez dłuższy czas zwłoki seniorki miały być pozostawione same sobie, tuż obok placu zabaw i lokalnego sanepidu. Komunikat w sprawie wydał już miejscowy starosta, który przedstawił sytuację inaczej.

Maków Mazowiecki: zwłoki kobiety leżały bez opieki na ulicy?

W sobotę, 8 marca przy ul. Mickiewicza w Makowie Mazowieckim miało dojść do szokującej sytuacji. Służby zostały wezwane do starszej kobiety, która straciła przytomność na dworze. Niestety, mimo podjętej reanimacji życia seniorki nie udało się uratować i kobieta zmarła. Jak podała facebookowa strona "Społecznicy z Okolicy", ciało przykryto wówczas foliowym workiem i... odjechano z miejsca zdarzenia.

O sprawie poinformowały lokalne media, powiadomione z kolei przez zbulwersowaną rodzinę kobiety. Ciało miało znajdować się pod śmietnikiem, w sąsiedztwie... siedziby sanepidu, a także placu zabaw dla dzieci i okolicznych bloków mieszkalnych. 

"Jak tak można traktować człowieka? Babcia mieszkała sama. Nie mam pojęcia dlaczego służby nie zabezpieczyły ciała przed ew. zbezczeszczeniem? Biegające dzieci miały przecież możliwość podejść i odsłonić folię, a szwendające się bezpańskie psy mogły ponadgryzać ciało. Jestem przerażona tak nieodpowiedzialnym zachowaniem służb" - napisała wnuczka zmarłej w social mediach.

Komunikat starosty w sprawie

W poniedziałek, 10 marca komunikat w sprawie wydali przedstawiciele KPP w Makowie Mazowieckim, którzy powołali się na pismo podpisane przez starostę Mirosława Jana Augustyniaka. Ten opisał dokładnie, co i o której godzinie miało się wydarzyć. 

Zgodnie z jego relacją o godz. 14:05 dyspozytor otrzymał informację o zasłabnięciu, którą chwilę później zaktualizowano, wspominając o nagłym zatrzymaniu krążenia. O godz. 14:08 na miejscu pojawili się ratownicy medyczni, którzy 11 minut później wezwali strażaków do osłonięcia miejsca działań i pomocy w resuscytacji. O godz. 14:22 rozłożony został parawan, strażacy pilnowali też, aby nikt postronny nie zbliżał się do akcji ratunkowej. Jak podał starosta, ratownicy rozmawiali z obecnymi na miejscu osobami, w tym synem kobiety, aby uzyskać jak najwięcej informacji o jej ogólnym stanie zdrowia. Dołączył do nich również pracownik MOPS.

O godz. 15:12 odstąpiono od czynności ratunkowych. Ratownicy poinformowali o śmierci kobiety jej dwóch synów oraz przekazali im kartę medyczną. Nawiązali też kontakt z patomorfologiem. O godz. 15:43 z miejsca odjechali strażacy, którzy mieli pozostawić rozstawiony wcześniej parawan. 13 minut później dyspozytor poinformował KPP o śmierci kobiety. O godz. 16:30 na miejsce przybył lekarz, który stwierdził zgon z przyczyn naturalnych. Pięć minut później przekazano ciało rodzinie i zwinięto parawan. Karetka odjechała, a bliscy skontaktowali się z zakładem pogrzebowym. Policja dotarła na miejsce o godz. 16:40. Funkcjonariusze zastali tam członków rodziny, którzy dysponowali kartą zgonu. Mundurowi pozostali tam do momentu przyjazdu pracowników zakładu pogrzebowego. Cała interwencja zakończyła się o godz. 17:05.

"Przez cały czas trwania akcji ratunkowej, a także po jej zakończeniu, do czasu przybycia zakładu pogrzebowego, ciało zmarłej kobiety pozostawało zabezpieczone zgodnie z wszelkimi procedurami oraz dochowaniem należytej staranności ochrony czci i godności osoby zmarłej. Na podstawie wymienionych faktów stanowczo protestuję przeciwko ich manipulacji, prowadzącej do naruszenia czci i godności osoby zmarłej, jak i wizerunku służb, które dołożyły wszelkich starań, zarówno dla ratowania życia kobiety, jak i ochrony jej czci i godności po jej śmierci" - czytamy w informacji wydanej przez starostę.

Dwaj mężczyźni zatrzymani ws. zabójstw seniorek w Warszawie:

Szukali zaginionego Krzysia Dymińskiego w Wiśle. Ojciec wyłowił zwłoki z rzeki