Marcin Romanowski o udzielonym mu azylu
W czwartek, 19 grudnia, Sąd Okręgowy w Warszawie wydał Europejski Nakaz Aresztowania dla Marcina Romanowskiego. Jeszcze tego samego dnia, węgierski rząd zdecydował o udzieleniu mu azylu politycznego. Poseł PiS jest ścigany przez polską prokuraturę za popełnienie 11 przestępstw związanych z jego działalnością w Funduszu Sprawiedliwości. Były wiceminister udzielił wywiadu "Super Expressowi". Polityk przyznał, że przebywa obecnie na Węgrzech.
- Mamy do czynienia w Polsce z represjami, z przestępczością o charakterze rządowym, stąd też prześladowanemu politykowi opozycji Węgry przyznały ochronę prawną i azyl. Ja się nie ukrywam, nie ukrywam swojego miejsca pobytu. Jestem na Węgrzech. Przyznanie mi przez państwo członkowskie UE azylu potwierdza, że w Polsce mamy do czynienia z prześladowaniami politycznymi. I nie byłem w Hiszpanii, jestem na Węgrzech - zaznaczył Romanowski. Przyznał też, dlaczego zdecydował się wyjechać na Węgry. - Doświadczyłem w ostatnim roku bezprawia w Polsce, ja i moi współpracownicy, zostałem bezprawnie pozbawiony wolności w Polsce. Podżegał do tego premier, sytuacja nietypowa jak na kraj UE, mówiąc delikatnie - powiedział były wiceminister sprawiedliwości.
Marcin Romanowski podkreślił, że musiał przedstawić swoją sprawę stronie węgierskiej na 40 stronach. Poparł to różnymi dokumentami, które mają udowodnić, że doświadcza represji ze strony obecnego rządu. Uznał, że nie ma szans na bezstronny i uczciwy proces w Polsce. Polityk zapytany o to, ile czasu będzie przebywał na Węgrzech, nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. - Nie oczekuję nadzwyczajnego traktowania, nie mam zamiaru uciekać od odpowiedzialności, ale jest jeden warunek: oczekuję bezstronnego, apolitycznego wymiaru sprawiedliwości. A teraz mamy do czynienia z bandytami w togach. Dopiero zacząłem swoją misję nad Dunajem, będę pracował dla Polski z Węgier. Im szybciej, tym lepiej, jeśli ta koalicja się skończy - mówił Romanowski.
Marcin Romanowski uważa swoją sprawę za akt represji
Były wiceminister sprawiedliwości złożył zawiadomienie o możliwości podejrzenia popełnienia przestępstwa przez obecnego ministra Adama Bodnara. Według Marcina Romanowskiego wiele zarzutów jest sformułowanych jednostronnie i są dowodem na represje polityczne. - Zarzuca mi się, że wpływałem na decyzję komisji konkursowych, decyzję podejmowałem ja, a nie komisje na które rzekomo miałem wpływać, bo tak stanowi prawo. A już zarzut, że miałem działać w zorganizowanej grupie przestępczej jest całkowitym absurdem. Został sformułowany po to, aby wywołać atmosferę represji, efekt medialny - powiedział polityk PiS.
Marcin Romanowski zapytany przez "Super Express" o komentarz Donalda Tuska w jego sprawie powiedział o premierze, że "powinien się douczyć prawa europejskiego". - On coraz bardziej zdaje sobie sprawę, w jak bardzo jest trudnej sytuacji, on i jego ludzie dokonali przestępstw, za co grozi dożywocie. Oni nie mają wyjścia, muszą iść w zaparte - przekonywał Romanowski.
Polityk nie omieszkał również skomentować tego, w jaki sposób według niego działa obecny rząd. - Strach i władza zaślepia, ale żaden reżim nie jest wieczny. Reżim Tuska kiedyś się skończy i zostaną oni pociągnięci do odpowiedzialności karnej i materialnej. Węgry prowadzą suwerenną politykę i mają prawo przyznać azyl polskiemu politykowi. Budapeszt jest bardzo ważnym ośrodkiem współpracy środkowoeuropejskiej i transatlantyckiej. Ludzie, którzy organizowali reset z Rosją, powinni sami spojrzeć na siebie - mówił Romanowski.
Były wiceminister sprawiedliwości miał wyłączony telefon przez długi czas i nie kontaktował się ani z rodziną, ani ze współpracownikami. Robił to jednak, żeby ich chronić, bo - jak sam powiedział - "ci bandyci w togach mogliby wiele zła wyrządzić". - Nie odpowiadałem na absurdalne zarzuty medialne, bo strona węgierska prosiła, aby jako pierwsza komunikowała decyzję o azylu, co jest absolutnie zrozumiałe - skomentował Romanowski.