Pożar zabytkowej dzwonnicy w Warszawie
Informacje o pożarze udostępnili w mediach społecznościowych przedstawiciele Parafii Konkatedralnej Bożego Ciała na Kamionku. Na dołączonym do ich wpisu zdjęciu można było zobaczyć akcję strażaków, którzy gasili płonący drewniany obiekt.
- Spaliło się drewniane poszycie dzwonnicy. Na miejscu działa pięć zastępów straży pożarnej. Pożar jest zlokalizowany. Jest tam obecny konserwator zabytków, z racji tego, że był to obiekt zabytkowy. Konserwator współpracuje ze strażakami - przekazał wówczas w rozmowie z Radiem ESKA Łukasz Zagdański ze stołecznej straży pożarnej. Sama akcja gaśnicza trwała ponad dwie godziny. Na miejscu - poza strażakami - działały również policja i straż miejska.
Jak w godzinach wieczornych przekazał stołeczny konserwator zabytków, ze wstępnej oceny wynika, że spaleniu uległy deski szalunku, więźba i dach. Zachowały się natomiast stalowa konstrukcja oraz dwa dzwony. "Na szczęście wykonana kilka lat temu dokumentacja techniczna i konserwatorska daje podstawy do podjęcia w przyszłości prac rekonstrukcyjnych" - dodał.
Zatrzymanie po pożarze zabytkowej dzwonnicy
Dzień po pożarze, w środę reporterom Radia ESKA udało się ustalić, że policja zatrzymała osobę, która może mieć związek ze sprawą. Przyczyny zdarzenia wciąż wyjaśniają służby.
Podinsp. Joanna Węgrzyniak z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przekazała, że na miejscu zabezpieczono ślady oraz dowody. Mundurowi pozyskali również informacje od świadków. - Policjanci zatrzymali mężczyznę, który może mieć związek z tym zdarzeniem. Na podstawie tych informacji i materiałów, które zgromadzimy, w porozumieniu z prokuraturą, ponieważ mamy tu do czynienia ze śledztwem, będziemy podejmować dalsze czynności wobec tej osoby - powiedziała podinsp. Węgrzyniak w rozmowie z Radiem ESKA.
Już po godz. 17:00 w środę policjantka przekazała PAP, że zatrzymany mężczyzna usłyszał zarzuty. Dotyczą one zniszczenia zabytku oraz spowodowania zagrożenia mienia poprzez spowodowanie pożaru oraz zniszczenia mienia znacznej wartości. 64-latek przyznał się do winy, ale nie potrafił wyjaśnić swojego zachowania. Prokuratura zawnioskowała dla niego o areszt.
