A.M.: Panie Prezydencie. Przeszedł Pan COVID w marcu. W tym samym czasie chorowała Pana żona i dzieci. Trafił Pan do szpitala Praskiego. Teraz z perspektywy trzech miesięcy – co to zmieniło w Pana życiu? Myślach? Planach?
R.T.: Myślałem, że zmieni więcej. Dlatego że wszyscy lekarze zalecali mi zwolnienie tempa. W związku z powikłaniami po covidzie. Ale niestety, zarządzając miastem i ruchem Wspólna Polska, pracując w Platformie Obywatelskiej, trudno jest zwolnić. A szkoda. Bo by się pewnie przydało dla zdrowia.
A.M.: Dlaczego Pan trafił do szpitala Praskiego, jeśli zbudował Pan duży szpital Południowy na Ursynowie? Miałby Pan bliżej. Od marca szpitalem zarządza rządowa komisarz. Warszawa złożyła wniosek w tej sprawie do WSA. Jak się to potoczy? Bo wiem, że ratusz chciał w tym szpitalu zrobić oddział leczenia pocovidowego. Teraz się przyda.
R.T.: Złożyliśmy odwołanie, bo ta decyzja jest skandaliczna. Żeby zabierać miastu szpital, który dopiero co został oddany do użytku. Uważamy, że w ogóle nie było do tego podstaw. Bo przecież zarządzamy 10 szpitalami, w jednym z nich się znalazłem. Rządzący dalej chcą tym szpitalem zarządzać, ale mam nadzieję, że pan minister podejmie inną decyzję i odda nam ten szpital, który został wybudowany za pieniądze Warszawianek i Warszawiaków. Oczywiście jak człowiek się znajduje w takim czasie w szpitalu i widzi, że system jest na krawędzi załamania to zawsze jest trudny moment. Ja wtedy właśnie byłem w szpitalu. Widziałem, że to tylko dzięki pielęgniarkom, lekarzom i innym pracownikom medycznym udało się ten system utrzymać. Dla nikogo to nie jest łatwe. Natomiast dziś głównym wyzwaniem jest problem powikłań.
A.M.: Ma Pan jakieś powikłania po przejściu COVID-19?
R.T.: Moje płuca nie doszły jeszcze do pełnej kondycji. Jestem po kilku wizytach u lekarzy. Jakoś tam organizm sobie radzi. Ale wiem, że większość pulmonologów i kardiologów dzisiaj zajmuje się powikłaniami po covidzie. Bo tych powikłań jest mnóstwo. I psychologicznych, i tych związanych z płucami, sercem, z wydolnością organizmu czy zmęczeniem. Do tego będzie potrzebna organizacji szpitali. A tym powinien zajmować się samorząd, a nie rząd z centralnego punktu widzenia.
A.M.: Pan się już zaszczepił? Innych Pan do tego namawia? W Warszawie szczepienia na razie idą sprawnie. Ale prawie 50% Polaków nie chce się szczepić.
R.T.: Jestem ozdrowieńcem, więc trochę później się zaszczepiłem. Ale jestem już po pierwszej dawce szczepionki. Druga dawka w lipcu. To jedyne, co może nas uratować przed czwartą falą epidemii. Nie ma innej drogi. Potrzeba szczepień na poziomie 80-90 procent populacji. Bo jak pokazuje przykład Wielkiej Brytanii, gdzie Boris Johnson miał już cofnąć wszystkie obostrzenia, ale zastanawia się czy to robić, bo znowu jest wzrost zachorowań. Nie ominiemy problemów, jeśli się nie zaszczepimy. Szczepimy w Warszawie. Namawiam do szczepień wszystkich. Ale dużo w tej kwestii zależy też od rządu.
A.M.: Pisał Pan o szpitalu Praskim tak: "gdyby nie personel z Ukrainy, Białorusi... dawno wszystko rozleciałoby się w drobny mak. Śpiewny akcent na ustach i uśmiech dają nam, pacjentom, kopa dobrej energii". Dlaczego Pan nie powoła pełnomocnika do spraw obcokrajowców? Czy Radę ds. Migrantów jak w Gdańsku? O to prosili pana radni z Nowoczesnej. Ma pan 22 pełnomocników. Może warto powołać 23, do spraw migrantów w Warszawie?
R.T.: W Warszawie pełnomocnicy to są w większości urzędnicy, którzy pełnią jeszcze dodatkowe funkcje. To nie jest tak, że mamy 22 osoby dodatkowe zatrudnione. I do tej pory byliśmy oskarżani o to, że tych pełnomocników jest zbyt wielu. Natomiast to nie jest kwestia tego, czy jest pełnomocnik czy jest rada. Mamy cały departament, który zajmuje się sprawami zagranicznymi, związanymi z obcokrajowcami. W tej chwili załatwiamy mieszkania dla represjonowanych Białorusinów. Ta kwestia jest traktowana przez nas priorytetowo. Wspieramy organizacje pozarządowe białoruskie i innych cudzoziemców, publikując treści o mieście w języku ukraińskim, rosyjskim czy białoruskim. Staramy się pomagać, jak tylko możemy. Biorąc za dobrą monetę nasze hasło, mówiące o otwartości i tolerancji.
A.M.: To jak Pan odebrał kontrowersyjne słowa marszałka Ryszarda Terleckiego na temat Swietłany Cichanouskiej? Najpierw marszałek skrytykował jej spotkanie z Panem i udział w Campusie na Twitterze. Nazwał opozycję antydemokratyczną i napisał, że "jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowskiego, to niech szuka pomocy w Moskwie». A potem stwierdził, że nie przeprosi i wysłał do niej list, gdzie zarzucił jej brak wiedzy. Będzie Pan jej jakoś bronił?
R.T.: To jest coś niebywałego. Byłem przekonany, że jest kilka kwestii, w których z rządem mówimy jednym głosem. Taką kwestią cały czas była m.in. Białoruś. Zachowanie pana Terleckiego pokazuje, że pan marszałek pojęcia nie ma o tym, co jest interesem narodowym Rzeczypospolitej. Cały czas szuka pretekstu do afery politycznej. Ubolewam, że pan marszałek w ten sposób postępuje. Próbując cenzurować Swietłanę Ciechanauską, sugerując jej, z kim ma się spotykać, a z kim nie. Właściwie szantażując w pewnym sensie opozycję białoruską. Pomijam już złośliwości na mój temat. To nie marszałek Sejmu jest od tego, by oceniać działania opozycyjne. Organizujemy Campus Polska Przyszłości, w którym rozmawiamy z młodymi ludźmi o wyzwaniach przyszłości. Zapraszamy młodzież z Białorusi, Rosji, Ukrainy, Mołdawii. Cóż złego w tym, że zapraszamy postaci ważne dla tych krajów, żeby dyskutować z nimi o tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą?
A.M.: To czym ma być Campus Przyszłości, gdzie Pan Cichanouską zaprosił? Forum młodzieżowym czy przyszłą partią polityczną? Bo strasznie niepokoi Pana konkurentów politycznych ta inicjatywa.
R.T.: To forum dla młodych osób, którym nie są obojętne sprawy polskiej przyszłości. Nie chcą zapisywać się do partii, ale poprzez Campus będzie się bardziej aktywizować i podejmować działalności społecznej. Na tym forum możemy z nimi dyskutować i też się czegoś od nich nauczyć.
A.M.: Donald Tusk po raz kolejny zapowiada powrót. Czy i o czym rozmawiacie z Tuskiem? Co ten powrót według Pana zmieni?
R.T.: Nie wiem, jakie są aspiracje Donalda Tuska. Trzeba pytać pana premiera. Wiem jedno. Dziś opozycja potrzebuje wsparcia z każdej możliwej strony, więc wszystkie ręce na pokład.
A.M.: A pójdzie Pan z Tuskiem? Odbudowywać Platformę? Żeby «nie przeszła do historii». Czy będzie pan osobno?
R.T.: Zobaczymy, jakie będą aspiracje Donalda Tuska. Jeżeli będą konkretne kroki to będziemy wszyscy się do tego odnosić. Uważam, że jeśli mimo swoich obowiązków Donald Tusk chce się angażować w sprawy polskie i wzmacniać opozycję to bardzo dobrze. Jeżeli osoby, które mają poważny autorytet, będą namawiać wszystkich do współpracy. Przekonywać, że nie trzeba się na siebie zamykać i obrażać, tylko otwierać i współpracować. Jeżeli Donald Tusk będzie chciał pełnić taką rolę to bardzo dobrze. Bo przecież jest takim autorytetem. Przynajmniej po opozycyjnej stronie politycznej.
A.M.: 13 czerwca odbędą się wybory w Rzeszowie. Pan tam był wielokrotnie. Czy wspólny kandydat zjednoczonej opozycji jest miernikiem większych zmian?
R.T.: Konrad Fiołek to bardzo dobry człowiek, który naprawdę zna problemy Rzeszowa. Jest wielka szansa, żeby w Rzeszowie wykonać ten pierwszy krok. Żeby ludzie sobie uświadomili, że mają głos i ich głos może doprowadzić do tego, że opozycja sie zjednoczy w kolejnych wyborach. Byłem w Rzeszowie. Atmosfera jest pozytywna. Widzę jak Konrad jest tam odbierany. Mam nadzieję, że wygra w pierwszej turze. To byłby dobry prognostyk. Bo to taki przykład, że kiedy opozycja się ze sobą dogaduje to może odnieść sukces. Na końcu oczywiście, że trzeba będzie się zjednoczyć. Jeśli chcemy wygrać z PiSem będziemy musieli takie porozumienie zawrzeć. Będę nad tym pracował.
A.M.: Chce pan zostać wspólnym kandydatem zjednoczonej opozycji w przyszłych wyborach prezydenckich? Nie pytam o polityczne kalkulacje, tylko o pana marzenia.
R.T.: Moje marzenia dotyczą przyszłości moich dzieci. Albo tego, czy będę mógł z nimi spędzić przynajmniej kilka dni wakacji. To są moje marzenia. Marzeń politycznych nie mam.