Zielona Italia: Od marzeń o włoskim klimacie do fortecy za podwójnym płotem
W warszawskiej dzielnicy Włochy miało powstać osiedle niczym wyjęte ze słonecznej Italii. Budynkom nadano nazwy takie jak „Piemont”, „Wenecja” czy „Umbria”, a sercem kompleksu miał być rynek z wieżą zegarową i fontanną. Jednak spacerując ulicą Obywatelską wzdłuż osiedla Zielona Italia, zrealizowanego w latach 2011-2014 przez Marvipol, zamiast włoskiego uroku napotykamy widok surowej twierdzy. Przechodnia od budynku „Piemont” oddziela podwójne metalowe ogrodzenie, rów melioracyjny i solidny kamienny mur.
Inwestycja, składająca się z ponad 800 mieszkań w 7 budynkach, od początku była projektowana z myślą o maksymalnym odgrodzeniu. Materiały prasowe sprzed dekady podkreślały „system kamer” i „strefę kontrolowanego dostępu”. Osiedle wpisywało się w ówczesne standardy. Powstaje jednak pytanie: przed kim tak zaciekle bronili się mieszkańcy tej spokojnej okolicy, zdominowanej przez domy jednorodzinne i sąsiadującej z dynamicznie rozwijającym się Ursusem? Czy mury i płoty faktycznie były podyktowane potrzebą bezpieczeństwa, czy może bardziej chodziło o podkreślenie prestiżu?
Więcej o osiedlu Zielona Italia przeczytasz w serwisie muratorplus
Grodzenie osiedli
Czasy, gdy Zielona Italia powstawała, charakteryzowały się powszechnym grodzeniem nowych osiedli. Ich symbolem jest bodaj najsłynniejsze (i największe) tego typu osiedle w Warszawie, czyli Marina Mokotów, której poświęciliśmy swego czasu osobny tekst.
Dziś wydaje się, że trend ten uległ odwróceniu. Klienci deweloperów coraz częściej poszukują osiedli otwartych, a w dyskursie publicznym grodzenie określane jest mianem „patodeweloperki”. Kolejne miasta wprowadzają nawet zakazy grodzenia w uchwałach krajobrazowych.
Co ciekawe, trendu masowego usuwania płotów wokół istniejących grodzonych osiedli, mimo upływu lat, wciąż nie widać. Wygląda na to, że ich mieszkańcom za fosą i murem nadal jest po prostu dobrze.
Grodzone osiedle Zielona Italia w Warszawie: