- W poniedziałek 11 sierpnia na warszawskich Bielanach doszło do tragicznego wypadku drogowego na ulicy Marymonckiej.
- 47-letni Mariusz J., kierując toyotą, zignorował czerwone światło i wjechał w pieszych na przejściu, mających zielone światło.
- W wyniku zdarzenia dwie osoby zginęły, a cztery odniosły poważne obrażenia.
- Sprawdź, co grozi kierowcy i jakie są pierwsze ustalenia prokuratury w tej wstrząsającej sprawie.
Spokojne, poniedziałkowe popołudnie 11 sierpnia na warszawskich Bielanach zamieniło się w scenę rodem z horroru. Na ulicy Marymonckiej, jednej z głównych arterii tej części miasta, doszło do tragicznego wypadku, który wstrząsnął mieszkańcami. Dziś znamy już pierwsze ustalenia śledczych i decyzje prokuratury w sprawie kierowcy.
Uderzył w pieszych na zielonym świetle
Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, 47-letni Mariusz J., zawodowy kierowca, odpowie za spowodowanie katastrofalnego w skutkach wypadku. Z ustaleń śledztwa wynika, że mężczyzna, kierując toyotą w stronę Łomianek, zignorował czerwone światło i wjechał na oznakowane przejście dla pieszych. W tym samym momencie na pasy, mając zielone światło, wchodziła grupa ludzi.
Kierowca nie zachował szczególnej ostrożności i nie ustąpił im pierwszeństwa. Moment uderzenia był niezwykle gwałtowny. Samochód z ogromną siłą wjechał w przechodniów, odrzucając ich na asfalt.
Dwie ofiary śmiertelne i wstrząsające obrażenia
Skutki zdarzenia są tragiczne. Jak wylicza prokurator Andrzej Piaseczny w rozmowie z "Super Expressem", cztery osoby odniosły bardzo poważne obrażenia. U jednej z ofiar stwierdzono złamanie trzech żeber i ranę głowy, u drugiej złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach oraz złamanie nogi.
Niestety, dla dwóch osób pomoc przyszła za późno. "Trzecia osoba doznała obrażeń wielonarządowych, w wyniku których zmarła 11 sierpnia. Kolejna poszkodowana kobieta, również na skutek obrażeń wielonarządowych, zmarła 13 sierpnia" - przekazał prokurator.
Kierowca był trzeźwy. Co mu grozi?
Podczas przesłuchania Mariusz J. nie zaprzeczył, że brał udział w zdarzeniu. Jak twierdził, próbował hamować, a po wypadku miał udzielać pomocy poszkodowanym. Kluczowe w sprawie okazały się badania toksykologiczne. Potwierdziły one, że 47-latek był w chwili wypadku całkowicie trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem żadnych środków odurzających.
Mimo to, za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi mu surowa kara. "Grozi mu kara do 8 lat pozbawienia wolności" - powiedział "Super Expressowi" prok. Piaseczny.
Prokurator zdecydował o zastosowaniu wobec podejrzanego wolnościowych środków zapobiegawczych. Mariusz J. musiał wpłacić 40 tysięcy złotych poręczenia majątkowego, został objęty dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. Śledztwo wciąż trwa. Prokuratura analizuje nagrania z monitoringu, zeznania świadków oraz dane techniczne pojazdu, aby ustalić dokładny przebieg i przyczyny tej tragedii.

Polecany artykuł: