Brutalny napad na bank w Warszawie
Historia zaczyna się banalnie, jak większość opowieści o napadach na bank. Trzej pracownicy agencji ochroniarskich z Łochowa na Mazowszu postanowili szybko się wzbogacić. W tym celu zaplanowali skok na placówkę bankową w Warszawie. Wybrali warszawską Filię Kredyt Banku zlokalizowaną na Woli, pod adresem Żelazna 67. Powód? To właśnie tam pracował jeden ze złodziei - Krzysztof M. Mężczyźni zamierzali wykorzystać jego zatrudnienie, aby dostać się do wnętrza budynku.
Za dzień akcji wybrali sobotę 3 marca 2001 roku. Rano, przed godziną 8 Krzysztof M. pojawił się na tyłach banku, gdzie zastał swojego kolegę z pracy, który tego dnia pełnił dyżur ochroniarski w placówce. Wszedł pod pretekstem zostawionego w pracy munduru. Wraz z nim był wspólnik Grzegorz Sz., który następnie zastrzelił ochroniarza. Jego ciało mężczyźni ukryli w studzience odpływowej.
Następnie Krzysztof M. przebrał się w mundur ochroniarza i jak gdyby nigdy nic wpuścił do budynku mające rozpoczynać tego dnia pracę kasjerki. Mężczyzna zaczekał, aż te zejdą do podziemia banku, aby pobrać gotówkę z sejfu. W tym samym czasie Grzegorz Sz. wpuścił do budynku trzeciego sprawcę - Marka R.
Napastnicy zeszli do piwnicy, gdzie znajdowały się kobiety i sterroryzowali je, żądając otwarcia sejfu. Liczyli, że znajdą tam milion złotych - była równowartość 100 tys. złotych w polskich złotych i obcych walutach. Wściekli napastnicy wdrożyli w życie dalszą część planu, która zakładała pozbycie się świadków zdarzenia. Egzekutorem był Grzegorz Sz., który strzałem w głowę zabił po kolei każdą z trzech młodych kobiet (najmłodsza kasjerka miała 29 lat).
Po tej przerażającej zbrodni, bandyci odjechali ze skradzionymi pieniędzmi do rodzinnego Łochowa, spalili swoje ubrania, a następnie... powrócili do Warszawy, gdzie stawili się na placu Piłsudskiego. Mieli tam złożyć przysięgę wojskową, która jednocześnie zapewniała im alibi.
Policja na tropie sprawców
Policja została zaalarmowana przez bliskich kasjerek, które nie wróciły po pracy do domów. Funkcjonariusze udali się do placówki banku, gdzie zastali przerażający obraz zbrodni i cztery ciała. Przez pierwsze cztery miesiące śledztwa funkcjonariusze nie mogli trafić na trop sprawców. Przełom przyszedł dopiero w lipcu 2001, gdy przestępców wydał brat jednego z nich, któremu kazali spalić ubrania użyte w trakcie napadu.
Jak się okazało, w tym czasie Krzysztof M., Marek R. i Grzegorz Sz. wydali wszystkie zrabowane pieniądze. Kupili za nie m.in. skórzane kurtki i złote łańcuchy, sporą część pieniędzy przepili na dyskotekach. Po zatrzymaniu sprawcy nie przejawiali skruchy, Grzegorz Sz., który zastrzelił wszystkie cztery ofiary zeznał, że po zabójstwach czuje się tak samo jak przed zbrodnią.
3 czerwca 2002 sąd skazał całą trójkę mężczyzn na karę dożywocia. Grzegorz Sz. będzie mógł starać się o przedterminowe zwolnienie po 40 latach, Krzysztof M. po 35 latach, natomiast Marek R. po 25 latach, czyli już w 2026 roku.
Zobacz galerię zdjęć z tej przerażającej zbrodni: